Pytany o ocenę dorobku Sierpnia 1980 r. Gintrowski zwrócił uwagę, że wydarzenia sprzed 30 lat przyniosły Polsce cenną dla naszego kraju wolność. - Żyjemy w wolnym kraju (...), w wolnym państwie, mamy demokrację i teoretycznie każdy może powiedzieć to, co chce - powiedział artysta. - Sierpień 1980 roku to było powstanie, narodowy zryw. Dlatego mogło dojść w kraju do takich zmian, do jakich doszło - do odzyskania wolności - mówił Gintrowski. To, że udało się wtedy robotnikom zwyciężyć, to - jego zdaniem - efekt sojuszu, jaki zawarły ze sobą rozmaite warstwy, grupy społeczne. - Dzięki temu sojuszowi sprzeciw był tak duży, że nie dało się go spacyfikować przy użyciu siły - podkreślił. W opinii Gintrowskiego, nie można nie zauważać kardynalnej zmiany, jaka zaszła w Polsce dzięki wydarzeniom Sierpnia 1980 r. - Nie mogę tego nie doceniać, ale mam żal, że gdyby trochę inaczej wszystko się potem potoczyło, żylibyśmy w trochę lepszym kraju. Moglibyśmy dzisiaj być dużo dalej, niż jesteśmy - ocenił Gintrowski. - To było spektakularne zwycięstwo, bo przecież nawet ludzie sympatyzujący z komunistami w jakiś sposób też się temu zrywowi poddali, dostrzegając, że można coś w kraju zmienić na lepsze. Ten zryw został jednak potem zmarnowany. Choć żyjemy dzięki niemu w wolnym kraju, to potem doszło do uwłaszczenia się "czerwonej nomenklatury" - uważa muzyk. - Nie jest dobrze, jeżeli czołowi przywódcy tamtego zrywu żyją w skromnych warunkach, żeby nie powiedzieć - w nędzy, a ludzie, którzy piastowali wysokie stanowiska w okresie komunizmu, mają się w tej chwili jeszcze lepiej niż wtedy. To musi budzić sprzeciw. Ja się z tym nie zgadzam - zaakcentował. Kiedy wybuchły lipcowe strajki na Lubelszczyźnie Gintrowski był na wakacjach. - Spędzałem czas na spływie kajakowym. Miałem ze sobą małe radio, z którego dowiedziałem się o pierwszych protestach. Po powrocie ze spływu w moim życiu rozpoczął się jeden z najbardziej pracowitych zawodowo okresów - wspominał Gintrowski. - Z Jackiem Kaczmarskim spędzaliśmy najwyżej jeden dzień w Warszawie, a przez resztę tygodnia byliśmy w nieustannych objazdach po Polsce, graliśmy koncerty w najrozmaitszych miejscach. Dlatego to, co najbardziej kojarzy mi się z tamtymi czasami, to nasze nieustanne granie. To, że byliśmy ciągle w drodze - opowiadał. Każde pojawienie się duetu Kaczmarski-Gintrowski w sierpniu 1980 roku przyjmowane było przez publiczność z entuzjazmem. - To były bardzo spontaniczne reakcje. Wszystkie nasze piosenki były świetnie przyjmowane, bo ludzie szukali w nich drugiego dna i interpretując je na własny sposób - zawsze znajdowali - opowiadał artysta. Jeden ze sztandarowych utworów Kaczmarskiego i Gintrowskiego - "Mury - nazywany był nieoficjalnym hymnem Sierpnia 1980 roku i Solidarności, symbolem walki z reżimem . Gintrowski zwrócił jednak uwagę, że utwór ten był przez publiczność opacznie rozumiany. - Ludzie słyszeli tylko fragment: "Wyrwij murom zęby krat", a prawdziwa pointa tego utworu to fragment: "a śpiewak także był sam". To był sens tej piosenki - podkreślił Gintrowski. Artysta zastrzegł, że nie miał nigdy pretensji o inną interpretację tej pieśni. - Ludzie słyszeli to, co chcieli słyszeć. Wtedy było im to potrzebne - podkreślił. Pytany o to, jak odnosił się do sformułowania "bard Solidarności", którym określano jego i Jacka Kaczmarskiego, Gintrowski odparł, że nigdy za nim nie przepadał. - Z Jackiem nigdy nie lubiliśmy tego typu określeń. My po prostu śpiewaliśmy piosenki, wyrażaliśmy w nich naszą niezgodę na otaczającą nas rzeczywistość, a potem to do nas przyrosło. (...) Zwykle tak jest, że jeżeli coś się tworzy i potem pokazuje to ludziom, to od tego momentu dzieło zaczyna żyć własnym życiem. Na to artysta nie ma już wpływu - uznał muzyk. 30. rocznicę Sierpnia 1980 Gintrowski spędzi koncertując m.in. w Rzeszowie i Starachowicach.