Wprowadzili się do domu na Wielkanoc. Mieli przytulne pokoje i elegancką kuchnię. Wczoraj, wyrzucali na podwórko wszystko to, co tygodniami wybierali w salonach meblowych. Przed nimi jeszcze skucie nowo pomalowanych ścian i zdarcie nowo ułożonych paneli. Od nowa muszą urządzić dom, który właśnie ukończyli. - Tu jest pokój Mateuszka, naszego synka. Nowe łóżeczko, nowe biurko. Woda stała tu na wysokość około metra, więc wszystko jest do wyrzucenia - mówi pani Małgorzata Oszust z Wielowsi. - Po podłodze pływają panele, okleina odeszła od mebli. Nic się nie uratowało. W parterowym domku z poddaszem są jeszcze inne pokoje, łazienka i kuchnia. Jeszcze 18 maja wszystko to lśniło nowością. Elegancko zabudowana kuchnia, nowa lodówka, piekarnik, stół i krzesła. Na podłodze płytki w kolorze kości słoniowej. Od wczoraj cała rodzina wymiata z niej zgniłozielony szlam. - Cała dolna zabudowa nadaje się tylko do wyrzucenia - mówi pani Małgosia. - Nie wiemy co z płytkami, na pewno musimy skuć tynki. Na podwórku, które młodzi małżonkowie dzielą z rodzicami pana Piotra stoi już część zniekształconych przez wodę mebli. Piękny wypoczynek, fotele, nowiutki stół z salonu. Wszyscy uwijają się przy myciu pomieszczeń, żeby jak najszybciej pozbyć się szlamu z domu. - Co mamy zrobić? Nie ma czasu na rozpacz. Trzeba pracować, żeby jak najszybciej wrócić do normalności - mówi pani Irena Oszust, matka pana Piotra. - Żal ściska, bo wszystko to było dopiero co urządzone. Wnuczek dopiero przyzwyczajał się do nowego łóżeczka i pokoju. Szkoda gadać, trzeba sprzątać - kończy rozmowę kobieta. Państwo Oszustowie nie mieli szans na ratowanie dobytku. Gdy woda wdzierała się na osiedle pan Piotr i jego ojciec byli w pracy. Pani Małgosia i jej teściowa nie dały rady powynosić wszystkich wartościowych przedmiotów na piętro. Mowy nie było także, aby uratować coś z podwórka. Samochody, które odwieźli na wyższy teren, woda zalała kilka godzin później. I młodzi i ich rodzice jeszcze raz muszą wszystko zacząć od nowa. Małgorzata Rokoszewska