Hołownia porównał ceny w Polsce i Niemczech. Zarzucono mu manipulację
Szymon Hołownia chciał zwrócić uwagę na rosnące ceny i w tym celu zrobił zakupy w niemieckim i polskim sklepie. Według polityka za podobne zakupy zapłacił tyle samo w obu krajach, co ma być dowodem na postępującą drożyznę. Dziennikarz Krzysztof Stanowski zarzucił Hołowni manipulację. Kością niezgody stała się butelka wina.
Lider Polski 2050 postanowił zwrócić uwagę na rosnące ceny w polskich sklepach. W tym celu zrobił "te same zakupy" w Polsce i Niemczech. Zwracał uwagę, że wydał "tyle samo".
"Miały być niemieckie płace i polskie ceny, po siedmiu latach PiS mamy polskie płace, niemieckie ceny i sugestię zbierania chrustu w lesie" - komentuje Hołownia na Twitterze.
Polityk kupił proszek do prania, wodę mineralną, butelkę wina, serki topione, kiełbasę, jogurt, chleb, masło i pomidory. Za polskie zakupy zapłacił 103 zł i 31 gr. Za niemieckie w tej samej sieci handlowej 24,05 euro, czyli według kursu z 1 czerwca, kiedy zrobiono zakupy, nieco ponad 110 zł.
Na tweet zareagował dziennikarz Krzysztof Stanowski i zarzucił Hołowni manipulację. "Wziął trzy razy droższe wino w Polsce, żeby się na koniec wynik zgadzał. Można było paragon zamknąć jakimś amarone za 300 złotych, wtedy efekt byłby jeszcze lepszy" - napisał.
Hołownia w polskim sklepie kupił butelkę wina za prawie 29 zł. Butelka w niemieckim sklepie kosztowała 2,49 euro, czyli ponad 11 zł.
Swojego szefa broniła posłanka Polski 2050 Paulina Hennig-Kloska. "28,99 zł to drogie wino? W sumie można było kupić Mamrota" - napisała w odpowiedzi Stanowskiemu.
W twitterowej dyskusji wziął udział także wicerzecznik Prawa i Sprawiedliwości Radosław Fogiel. "Podbijał tę kwotę do granic możliwości na wszystkim: masło i ser Frija - marka własna niemieckiego Netto, czyli najtańszy produkt, w Polsce krążki Hochland. W Niemczech, 0,390 kg pomidorów, w Polsce 0,570 kg - zwracał uwagę.