Josep Borrell powiedział, że 17 lat temu, wchodząc do strefy euro, jego kraj nie był świadomy konsekwencji tej decyzji. - Zrobiliśmy to grając na trąbkach i uderzając w bębny. Nie mając wtedy wystarczającej wiedzy, jakie mogą być konsekwencje utraty kontroli nad walutą - wspominał Borrell. Dodał, że podobnie, jak inne kraje europejskie Hiszpania była naiwnym entuzjastą wspólnej waluty. Kraj ten razem z państwami strefy euro ma za sobą ciężka próbę - 10-letni kryzys, z którego wychodzi. Próba ta nauczyła Hiszpanię, że przynależność do strefy euro wymaga dyscypliny budżetowej i utrzymania konkurencyjności ekonomicznej kraju. - To nie jest sprint, w którym ktoś biegnie, osiąga metę i do widzenia. To jest maraton, w którym trzeba biec każdego dnia. A jeśli tego nie robisz, zostajesz w tyle - mówił były szef Parlamentu Europejskiego. Jego zdaniem, krajem przyjmującym euro z rezerwą i bez entuzjazmu była Francja. Szef hiszpańskiej dyplomacji przypomniał, że jeszcze przed wejściem euro, kłopoty ze wspólną walutą zapowiadał Jacques Delors - francuski ekonomista, polityk, trzykrotny przewodniczący Komisji Europejskiej. Wielokrotnie ostrzegał on przed konsekwencjami przyjęcia euro i przewidział, że wspólna moneta będzie miała potknięcia. Dlatego - Josep Borrell przyznał - że nie dziwi go postawa niektórych państw mających opory przed rezygnacją z własnej waluty. - Jestem pewny, że kraje, które chcą przyjąć euro wezmą pod uwagę doświadczenie jakim był dla nas ostatni kryzys. Moim zdaniem, wydarzenie to wzbogaci ich analizę podczas podejmowania decyzji - mówił Interii szef hiszpańskiej dyplomacji. Borrell zachęcił, aby przed zbliżającymi się wyborami do Parlamentu Europejskiego zadać sobie pytanie, jakiej Europy chcemy. Jego zdaniem, do niedawna Unia Europejska była kierowana przez elity i technokratów. Była projektem budowania pokoju i ten cel został osiągnięty. Teraz ludzie zadają sobie pytanie, jaką częścią suwerenności chcą się dzielić. I nie dotyczy to tylko krajów dawnej Europy Wschodniej, ale państw, które od dawna są członkami Unii. Dlatego - według szefa hiszpańskiej dyplomacji - nowy projekt Zjednoczonej Europy powinien być związany z poszanowaniem suwerenności. Josep Borrell, podobnie, jak szef polskiej dyplomacji Jacek Czaputowicz, nie wykluczył, że brexit zostanie opóźniony. Stałoby się tak, aby dać rządowi Theresy May szansę na podjęcie kolejnej próby przyjęcia przez brytyjski parlament wynegocjowanej umowy w sprawie warunków wyjścia z UE. - Musimy znaleźć rozwiązanie, które w największym stopniu odpowiadać będzie wszystkim stronom - zapowiedział na konferencji prasowej Czaputowicz. Zdaniem Borella, obecna sytuacja wymaga zmiany warunków odejścia Londynu z UE, być może przesunięcia daty. - Jeśli nie chcą twardego brexitu, a tego nie chcą, to znaczy że potrzebują innego porozumienia i trochę więcej czasu - argumentował minister spraw zagranicznych Hiszpanii. Dodał jednak, że jego doświadczenie dotyczące polityki europejskiej podpowiada mu, że porozumienia zawierane są zwykle w ostatniej minucie. - Brytyjczycy, którzy są świetnymi negocjatorami, przeciągają rozmowy do ostatniej sekundy i doprowadzają je na skraj przepaści - mówił. Wszystko ma jednak dobrą stronę. Brexit - zdaniem Josepa Borrella - stał się szczepionką, która wyleczyła państwa Wspólnoty z myśli o opuszczeniu Unii. Mieszkańcy Zjednoczonej Europy mogli się przekonać, jak skomplikowane i długotrwałe jest wyjście z jej struktur. Dlatego - sądzi - nie dojdzie ani do polexitu, ani do wyjścia z unijnych struktur żadnego z krajów członkowskich. Ewa Wysocka