"90, 95, a może nawet 100 proc. nazwisk na tej liście to osoby rozstrzelane w okolicach Mińska. Kto się z tym nie zgadza, niech dementuje te informację. Niech przedstawi dowody, że większa grupa osób z tej listy przeżyła, została przewieziona do innych obozów, wróciła do Polski albo mieszkała w innych państwach. Jeśli nie potrafi tego uczynić, znaczy to, że ci ludzie zostali przewiezieni do Mińska i tu rozstrzelani" - oświadczył Kuzniacou. Jak podkreślił, "zgodnie z decyzją Politbiura wszyscy podlegali rozstrzelaniu, nie przewidywano żadnej rewizji czy dodatkowego rozpatrzenia ich spraw". Kuzniacou nie wyklucza, że 10, 20, a może nawet 100 osób z tej listy jakimś sposobem trafiło do obozów poza Mińskiem, ale nie daje to podstaw do twierdzenia, że pozostałych tu nie rozstrzelano. Jak podkreśla Kuzniacou, historyków czeka teraz żmudna praca polegająca na sprawdzeniu, czy nazwiska z listy nie zostały wymienione ani wśród ofiar w Katyniu, ani w Miednoje, ani w Charkowie i że nie ma ich na liście ukraińskiej, która została przekazana stronie polskiej w 1994 r. "To mozolna praca, która może zająć nie jeden dzień, a może nawet nie jeden miesiąc" - podkreślił. "NKWD prowadziło statystkę na tyle niedokładnie, że kilka, a może nawet kilkadziesiąt nazwisk mogło znaleźć się zarówno na liście ukraińskiej, jak i białoruskiej. Ale nie znaczy to, że pozostali nie zostali rozstrzelani tu" - dodaje. Jak podkreśla, pracę tę utrudni fakt, że na liście znalezionej przez prof. Lebiediewą zamieszczono tylko imię, nazwisko i otczestwo. Nie ma na niej ani daty, ani miejsca urodzenia. Kuzniacou podkreśla, że na Białorusi rozstrzelano w sumie 3870 osób. Jak argumentuje, w notatce szefa KGB ZSRR Andrieja Szelepina z 1959 r. napisano, że w więzieniach na Ukrainie i w Białorusi rozstrzelano 7305 osób. "Jeśli odjąć listę ukraińską, zostaje 3870 osób" - mówi Kuzniacou. Według Kuziacoua, jedynym dodatkowym dokumentem, jaki może jeszcze istnieć w tej sprawie, jest protokół z rozstrzelania NKWD BSRS, ale bardzo możliwe, że został on już zniszczony, jeśli znajdował się w Moskwie, a tym bardziej w Mińsku. "Nie wykluczam, że zachował się w FSB Rosji, bo sądzę, że w rosyjskim państwowym archiwum wojennym go nie będzie. Protokół z rozstrzelania jest dokumentem tak tajnym, że mógł się znajdować tylko w FSB Rosji" - mówi Kuzniacou.