Wraz z kryzysem uchodźców przez polski internet przetoczyła się rzadko spotykana fala wirtualnej agresji. Wśród tysięcy agresywnych wobec imigrantów komentarzy pojawiły się nawet głosy poparcia dla norweskiego terrorysty Andersa Breivika, który zabił 77 osób i postulował m.in. deportację muzułmanów z Europy. Byli też internauci sugerujący, aby uchodźców umieszczać w byłym obozie Auschwitz. Dochodzenie w tej drugiej sprawie rozpoczęła prokuratura. Atak na pisarkę Z internetowym hejtem musiała zmierzyć się też pisarka Olga Tokarczuk. Słowami o tym, że "robiliśmy straszne rzeczy jako kolonizatorzy, większość narodowa, która tłumiła mniejszość, jako właściciele niewolników czy mordercy Żydów", ściągnęła na siebie tysiące nienawistnych komentarzy w mediach społecznościowych i na forach internetowych. W niektórych z nich laureatce Nagrody Nike grożono śmiercią. "W życiu nie doświadczyłam tyle zmasowanej nienawiści, co w ciągu ostatnich trzech dni. Głęboko współczuję wszystkim hejtowanym" - napisała później na Facebooku pisarka. W połowie października obiektem internetowej agresji stał się Michał Jastrzębski, perkusista zespołu Lao Che, po tym jak wyjawił swoją homoseksualną orientację, a wszyscy muzycy jego zespołu wzięli udział w kampanii na rzecz środowiska LGBT. Twórcy płyty poświęconej powstaniu warszawskiemu, regularnie występujący w Muzeum Powstania Warszawskiego, lubiani przez prawicowe środowiska, teraz spotkali się z licznym hejtem z ich strony. "Przez kilka dekad Polacy żyli w ustroju, w którym nie mieli pełnej wolności słowa. Internet dał niektórym z nas poczucie, że wreszcie można się wygadać, jakkolwiek agresywne i nienawistne byłyby te wypowiedzi. Choć agresja w internecie jest powszechna na całym świecie, to akurat w Polsce ten czynnik powoduje, że jest jej rzeczywiście dużo" - powiedział psycholog nowych technologii Jakub Kuś z Uniwersytetu SWPS we Wrocławiu. "Internet w masowym korzystaniu funkcjonuje dopiero od 15-20 lat. To jest bardzo krótki czas. Mam jednak wrażenie, że hejtu jest, niestety, z roku na rok coraz więcej, mimo że coraz dłużej korzystamy z internetu i powinniśmy mieć już jakieś rozeznanie, co jest w nim właściwe, a co nie jest" - zaznaczył psycholog. Jego zdaniem, jeśli w najbliższym czasie nie zastanowimy się, jak przeciwdziałać internetowej agresji, to za 10-15 lat jako społeczeństwo będziemy mieli spory kłopot. Wprawdzie ukryci za monitorem internetowi hejterzy - gdyby ograniczyć im możliwość komentowania - raczej nie mieliby odwagi, aby wyjść na ulicę i mówić to samo, czy założyć bloga pod własnym sztandarem, jednak brak reakcji na internetową agresję może mieć długofalowe konsekwencje. Mowa nienawiści w internecie "Agresywne zachowania internetowe wpływają na to, jak myślimy o innych ludziach. Jeśli zachowamy się wobec kogoś agresywnie w internecie, to zaczynamy mieć poczucie, że takie zachowanie jest dopuszczalne. Wszystko wskazuje na to, że to poczucie będzie utrzymywało się także poza światem wirtualnym. To nie znaczy, że agresywny internauta będzie odwzorowywał w życiu swoje internetowe zachowania. Jednak może mieć przełożenie, w jaki sposób będzie myślał i postrzegał inne osoby. Najczęściej jego reakcją będzie odczłowieczenie-odhumanizowanie innych" - opisał Kuś. Rozwiązaniu problemu mowy nienawiści w internecie poświęcone będzie spotkanie okrągłego stołu, które ma odbyć się w połowie listopada. Do udziału w wydarzeniu organizowanym przez rzecznika praw obywatelskich zaproszono przedstawicieli ministerstw, prokuratury, organizacji pozarządowych i największych portali. "Osobiście bardzo się cieszę, że okrągły stół jest zwołany na tak wysokim poziomie. Jednak będzie miał on szansę powodzenia wtedy, kiedy uda się wyłonić kilka najważniejszych punktów dotyczących tego, jak można walczyć z internetową nienawiścią" - zaznaczył Kuś. Blokowanie forów internetowych, usuwanie z nich agresywnych wpisów, czy zamykanie wyjątkowo nienawistnych dyskusji to - zdaniem Kusia - tylko środki doraźne. "Wyobrażam sobie sytuację, że można i warto zablokować dane forum, czy możliwość umieszczania komentarzy w najbardziej dramatycznych przypadkach. Czasami to jest przecież walka o czyjeś życie. To jednak środek krótkofalowy, który nie zmieni mechanizmów, ułatwiających agresywne zachowania" - powiedział. Najlepszym sposobem na zwrócenie uwagi na potencjalne skutki internetowej agresji jest - zdaniem psychologa - stworzenie dobrej kampanii społecznej, skierowanej przede wszystkim do młodych ludzi, w oparciu o wiedzę naukową. "W Polsce bardzo brakuje też kursów, które uczyłyby młodych ludzi dobrego korzystania z internetu. Nie ma lekcji, na których uczy się, jak korzystać z internetu, aby nie ranić innych ludzi, aby pamiętać, że po drugiej stronie monitora też znajduje się człowiek. Społeczeństwo musi jeszcze do internetu dorosnąć. Nie chodzi tylko o polskie społeczeństwo" - podkreślił. To, na ile dane społeczeństwo jest otwarte na wszelkie odmienności, nie jest - zdaniem psychologa - najważniejszym czynnikiem wpływającym na poziom internetowej agresji. To zjawiska powiązane tylko na pewnym poziomie, ale internetowy hejt zależy dużo bardziej od indywidualnych skłonności konkretnej osoby. Nie musi być połączony ze stereotypami czy uprzedzeniami. Jakiś czas temu przeprowadzono badania na temat tzw. internetowych trolli. Okazało się, że to są ludzie o podwyższonym poziomie sadyzmu. Traktują internet jako przestrzeń do manifestowania swoich sadystycznych zachowań. Z drugiej strony mają podwyższony poziom narcyzmu. "To układa się w spójną całość: dla swojej egoistycznej zabawy, polegającej na trollowaniu, manipulują oni innymi ludźmi, traktują jak zabawki w cyberprzestrzeni. Nie zdają sobie sprawy z tego, że cyfrowa krzywda boli analogowo" - powiedział ekspert. Internetowej agresji sprzyja też poczucie, że funkcjonowanie w internecie, to funkcjonowanie w zupełnie innym świecie. Psychologowie internetu badali też, w jaki sposób ludzie postrzegają obowiązujące w nim zasady etyczne i moralne. Okazało się, że wobec wirtualnej rzeczywistości stosuje się często inne zasady. "Więcej uznajemy za dopuszczalne, etyczne. Takie zachowania, które poza internetem byłyby niedopuszczalne, w nim okazują się codziennością. Dobrym przykładem może być piractwo. Bardzo mało osób, dopuszczających się piractwa internetowego, weszłoby do sklepu i wzięło sobie kilka płyt do torby" - zaznaczył Kuś. Również określenie "hejt" to - jego zdaniem - eufemizm. "Popularność akurat tego słowa, to w pewnym sensie usprawiedliwienie tego zjawiska i próba jego relatywizacji. Sugeruje, że są to zachowania dopuszczalne w warunkach internetu. Nie mówimy już o nienawiści, wściekłości, obrażaniu innych ludzi, tylko o +hejcie+. Sprawia to wrażenie bardziej zabawy niż wyrządzania krzywdy innym osobom, czy grupom ludzi" - zauważył rozmówca PAP. Ewelina Krajczyńska