Stężenie gazu znów jest wysokie; trwa wietrzenie wyrobiska, gdzie uwięzionych jest kilkunastu górników. Do tej pory na powierzchnię wydobyto ciała 6 górników zabitych w wypadku (wcześniej informowano o 8 zabitych). Rzecznik Kompanii Węglowej Zbigniew Madej powiedział, że sztab podjął decyzję, by uszczelnić tamę wentylacyjną i naprawić pompę wodną, gdyż uszkodzona pompa mogłaby spowodować zalanie. Według niego naprawę pompy można wykonać "w dość krótkim czasie", ale nie sposób tego zrobić w kilkadziesiąt minut. Madej zapewnił, że Kompania nie oszczędza na bezpieczeństwie pracujących w kopalni ludzi. Dodał, że w tym roku na bezpieczeństwo i higienę pracy wydano już 500 mln zł - kwotę większą niż w tym samym okresie ubiegłego roku. Podobną decyzję o wstrzymaniu penetracji podjęto w nocy, gdy wysokie stężenia metanu groziły ponownym wybuchem. Rano, gdy udało się przewietrzyć chodnik, na rekonesans wysłano jeden zastęp ratowniczy. Ze względów bezpieczeństwa musiał jednak wrócić. Penetrację wyrobiska 1030 metrów pod ziemią, gdzie we wtorek doszło do wybuchu metanu, wznowił po godzinie 8. rano jeden zastęp ratowniczy. Górnicy wyszli na rekonesans, aby zbadać warunki panujące w dalszej części wyrobiska. Raport specjalny: Tragedia w kopalni Rzecznik Kompanii Węglowej, do której należy kopalnia "Halemba", Zbigniew Madej nie był w stanie oszacować, jak długo może zająć ratownikom dotarcie do poszukiwanych górników. Madej sprecyzował wcześniejsze informacje o liczbie ciał zabitych górników, wydobytych już na powierzchnię. Udało się wydobyć ich sześć, a nie - jak wcześniej informowano - siedem. Niepewna jest także liczba stwierdzonych już śmiertelnych ofiar katastrofy. Na podstawie relacji ratowników, ustalono, że w miejscu, do którego udało im się dojść, znajduje się osiem ciał. Udało się jednak wydostać z zagrożonego rejonu sześć zwłok. Potem akcja ratownicza skoncentrowała się na wentylowaniu wyrobiska - ze względu na stężenie metanu ratownicy musieli zawiesić jego penetrowanie. Nie ma więc pewności, czy w miejscu, do którego wówczas doszli, rzeczywiście znajdują się dwa kolejne ciała, czy też w trudnych warunkach ratownicy nie oszacowali precyzyjnie liczby ofiar. Wiceprezes Kompanii Węglowej Marek Majcher powiedział, że gdy tylko znów pojawi się zagrożenie metanowe, ratownicy zostaną wycofani z rejonu katastrofy. Majcher poinformował, że całe wyrobisko, wraz ze ścianą wydobywczą, zostało przewietrzone na tyle - jak wskazują czujniki specjalistycznej aparatury - że stężenie metanu spadło poniżej dopuszczalnych 2 proc. Udało się też schłodzić temperaturę w miejscu, skąd wyruszyli ratownicy, do ok. 24 stopni Celsjusza. Zastęp, który wysłano na rekonesans, ma przejść ten odcinek wysokiego na 1,70 m chodnika, który ratownicy już przeszli przed zawieszeniem penetracji. Może to zająć kilkadziesiąt minut. Mają aparaty tlenowe i kamizelki schładzające. Jeżeli warunki pozwolą, ratownicy będą mogli wejść dalej, aby sprawdzić, jakie warunki panują w okolicach napędu ściany wydobywczej. W sumie mają do przejścia ok. 300 metrów. Sztab akcji będzie na bieżąco decydował o wymianie zastępów penetrujących wyrobisko. Do kopalni przybywają kolejni eksperci, aby wspomóc akcję ratowniczą. Wciąż nie ma informacji, co mogło być bezpośrednią przyczyną katastrofy. Majcher nie zgodził się z opinią, wygłaszaną m.in. przez przedstawicieli związków zawodowych, że w firmie zewnętrznej, której pracownicy są wśród ofiar, pracowały osoby bez wystarczających kwalifikacji. Podkreślił, że firma ta zatrudniała w części byłych pracowników "Halemby", doświadczonych górników. Specjalizowała się w demontażu urządzeń dołowych i miała do tego stosowne uprawnienia. Zbigniew Madej powołując się na specjalistów dozoru kopalni, zapewnił, że zanim nastąpił wybuch, żadne wskaźniki metanu nie przekraczały normy. Odniósł się w ten sposób do głosów niektórych górników - innych pracowników kopalni, którzy w rozmowach z dziennikarzami wskazywali, że w polskich kopalniach powszechna jest praktyka oszukiwania czujników metanowych. Polega to na puszczaniu w ich kierunku sprężonego powietrza, aby rozrzedzić wysokie stężenie gazu; kiedy bowiem stężenie metanu przekracza normę, praca zgodnie z przepisami musi zostać zatrzymana. Górnicy przypuszczali, że tak mogło być i tym razem. - Tam byli specjaliści z dozoru tej kopalni, którzy na tym problemie zjedli zęby. Zapewniam, że wszystkie wskaźniki przed wybuchem były na bieżąco sprawdzane - prawidłowo sprawdzane - i że stężenie metanu nie przekraczało normy - podkreślił Madej Madej powiedział, że siła wtorkowego wybuchu była ogromna. Temperatura mogła nawet dochodzić do tysiąca stopni, teraz jest tam ponad 30 stopni Celsjusza. Stężenie tlenu w miejscu katastrofy to tylko kilkanaście procent. Wybuch zniszczył system wentylacji. Madej poinformował też, że część rodzin zaginionych górników ciągle przebywa na terenie kopalni i jest informowana o przebiegu akcji ratowniczej. Te rodziny, które zostały w domach, są o akcji informowane przez przedstawicieli kierownictwa kopalni. Do dyspozycji bliskich górników są psychologowie z Kompanii i z policji. Rzecznik powtórzył, że katastrofa nie ma wpływu na funkcjonowanie pozostałych rejonów kopalni. - Ten pokład nie ma negatywnego wpływu na pozostałe trzy ściany, gdzie prowadzi się wydobycie - powiedział.