W środowisku wojskowych krąży żart, jak to nowa ekipa po objęciu władzy dzieli ją pośród zaufanych ludzi. Kiedy już obsadzono większość stanowisk, okazało się, że koledzy zapomnieli o Mietku. Zawołali go i oświadczyli, że w ramach rekompensaty zostanie generałem. - Dostaniesz, Mieciu, dobrą pensję, służbowy samochód, adiutanta, służbowe mieszkanie, a robota spokojna - zachęcali. - Ja generałem? W życiu. Nie znam się na tym, wojska nie lubię - opierał się Mietek. Ale koledzy przekonywali, że poza wojskiem nie zostało nic do obsadzenia. - To już wolę być pułkownikiem - skapitulował niedoszły generał. - Oj, Mieciu, jako pułkownik to ty sobie rady nie dasz - stwierdzili koledzy. Po ostatnich perturbacjach z nominacjami generalskimi żart ten nie śmieszy w wojsku już nawet pułkowników. - Kiedyś się mówiło, że generałem trudno zostać, ale łatwo być. Teraz chyba łatwiej zostać generałem, niż nim być - mówi jeden z dwugwiazdkowych generałów. Zimną wojnę między prezydentem - zwierzchnikiem Sił Zbrojnych - a ministrem obrony narodowej, który sprawuje cywilną kontrolę nad armią, najjaskrawiej widać trzy razy w roku, kiedy zwyczajowo nadawane są stopnie generalskie, ale trwa ona każdego dnia. Niebawem osiągnie apogeum, bo za niecałe trzy miesiące trzeba będzie wybrać szefa sztabu - jedynego czterogwiazdkowego generała w Wojsku Polskim, czyli pierwszego żołnierza Rzeczpospolitej. Juliusz Ćwieluch