Wyrok miał być ogłoszony o godz. 13.30. Spośród oskarżonych w procesie autorów stanu wojennego w czwartek w sądzie stawił się tylko Stanisław Kania, b. I sekretarz KC PZPR. Powitały go okrzyki: "morderca". Wznosili je m.in. mężczyźni trzymający zdjęcia ofiar stanu wojennego - górników z kopalni "Wujek" i ks. Jerzego Popiełuszki. Z kolei kilku starszych mężczyzn głośno nazywało krzyczących "motłochem". Ogłoszenie wyroku uniemożliwiła m.in. publiczność skupiona wokół lidera KPN Adama Słomki. Na sali był też Kazimierz Świtoń. Wznoszono okrzyki "hańba" i "sąd pod sąd", a sam Słomka wtargnął za stół sędziowski, zanim został stamtąd wyprowadzony przez policję. Potem wrócił na salę, gdzie nadal wygłaszał swe zarzuty pod adresem wymiaru sprawiedliwości III RP. Wówczas - jak poinformował zebranych urzędnik sądowy - zapadła decyzja o zmianie terminu i miejsca ogłoszenia wyroku. Na inną mniejszą salę oprócz stron będą mogli wejść tylko przedstawiciele mediów - za okazaniem legitymacji służbowych. Rzecznik sądu Wojciech Małek, pytany o zajścia na sali sądu, odparł, że policja "podjęła takie środki, jakie uznała za stosowne". Dodał, że nigdy nie da się przewidzieć wszystkich okoliczności, jakie mogą się wydarzyć - dlatego nie zgodził się z opiniami, by doszło do "kompromitacji sądu". Zdaniem Małka policja nie chciała eskalować napięcia. Pytany, czemu wcześniej nie wprowadzono przepustek dla publiczności na ten wyrok, sędzia odparł, że wprowadza się je wtedy, gdy istnieje przypuszczenie, że nie wszyscy chętni zmieszczą się w sali. - W tym przypadku tak nie było - dodał. 1,5 godziny później, podczas ogłaszania wyroku w procesie autorów stanu wojennego, sąd poinformował, że na Adama Słomkę została nałożona kara 14 dni aresztu za zakłócanie pracy sądu.