W poniedziałek Sejm ma zająć się projektem PiS, który zakłada głosowanie korespondencyjne dla wszystkich obywateli w wyborach prezydenckich 10 maja. Przypomnijmy, że takiemu rozwiązaniu sprzeciwił się wicepremier Jarosław Gowin, który w piątek zaproponował przełożenie wyborów o dwa lata i wydłużenie kadencji Andrzeja Dudy do siedmiu lat, bez możliwości ubiegania się o reelekcję. Do tego konieczna byłaby zmiana konstytucji. Na to jednak nie ma szans - opozycja już zapowiedziała, że nie poprze takiej koncepcji. Formalną decyzję w sprawie głosowania korespondencyjnego władze Porozumienia mają podjąć w niedzielę, ale jeden z czołowych polityków Zjednoczonej Prawicy z kręgu Gowina mówi w rozmowie z "Gazetą Wyborczą", że Porozumienie poprze projekt PiS. Rozmówca gazety przekonuje, że "to jest jedyny sposób w tej chwili na przeprowadzenie wyborów, choćby nawet miało wziąć w nich udział tylko 5 procent Polaków". "Nie ma innego wyjścia poza tym rozwiązaniem i wprowadzeniem stanu nadzwyczajnego z miliardowymi odszkodowaniami, na które Polski nie stać" - zwraca uwagę.Według źródła "GW", na "układ" z Jarosławem Gowinem pierwotnie miał zgodzić się Władysław Kosiniak-Kamysz, ale ostatecznie lider PSL "wystawił" wicepremiera. "Liczył, że za dwa lata będzie głównym kandydatem opozycji w wyborach prezydenckich, na co KO i Lewica nie mogły przystać" - twierdzi rozmówca dziennika.Informator zapewnia, że "nie ma dziś możliwości, aby Porozumienie wyszło z rządu". "To oznaczałoby przedterminowe wybory parlamentarne i chaos co najmniej przez trzy miesiące, a za to w szczytowym okresie pandemii koronawirusa Porozumienie odpowiedzialności nie weźmie. Byłoby to szaleństwo" - twierdzi źródło.Więcej w "Gazecie Wyborczej".