Stenogramy tych rozmów ma prokuratura. Gazeta podaje, że nie ma na nich śladu, że biznesmen ostrzegał służby o podsłuchach w warszawskich restauracjach.- Zapisy nagrań przekazaliśmy do prokuratury - ujawnia w rozmowie z dziennikarzami "GW" oficer ABW. Zdradza też, jak wyglądały relacje biznesmena z funkcjonariuszami. - Nie traktowaliśmy tego jak współpracy. To był dialog operacyjny. Nie ma śladu, że Falenta ostrzegał o podsłuchach. Są za to jego wynurzenia na temat przestępstw, których miał być świadkiem. One jednak nie potwierdziły się potem w żadnym śledztwie - wyjaśnia rozmówca gazety. Przypomnijmy, że Falenta - główny podejrzany o zlecanie nagrań w aferze podsłuchowej - zaprzeczył, jakoby był tajnym współpracownikiem służb. Jak tłumaczył na antenie TVN24, oficerowie CBA i ABW dzwonili do niego "od czasu do czasu" i "zadawali mu proste pytania dotyczące rynku". "Rozmawiałem, bo czułem się w obowiązku" Falenta twierdzi, że rozmawiał z nimi, bo "czuł się w obowiązku". - Pytali o rynek służby zdrowia, o rynek węgla, telekomunikacji. To są proste pytania i traktowałem to w kategoriach szkolenia, pomocy im, bo wiem, że mogą nie posiadać takiej wiedzy - mówił. Biznesmen twierdzi również, że służby regularnie kontaktowały się z nim od 2004 roku. - Jestem otwartym człowiekiem, więc jak przychodzili to starałem się pomóc tak, jak umiałem - stwierdził. Falenta zapewnia, że jest niewinny W sprawie głos zabrał też szef CBA Paweł Wojtunik, który oświadczył przed komisją sejmową ds. służb specjalnych, że zwolni z zachowania tajemnicy służbowej agentów, którzy mieli kontaktować się z biznesmenem. Prokuratorskie śledztwo w sprawie cały czas trwa. Zarzuty - oprócz Falenty - postawiono jeszcze trzem osobom: jego współpracownikowi Krzysztofowi Rybce oraz Łukaszowi N. i Konradowi L. - pracownikom restauracji. Wcześniej "Gazeta Wyborcza" pisała, że Falenta miał kupić nagrania od kelnerów i przekazać je za czyimś pośrednictwem tygodnikowi "Wprost". Falenta nie przyznał się do zarzutów i zapewnia, że jest niewinny.