Od początku roku nie było miesiąca, aby przynajmniej w jednej sieci wodociągowej w Polsce nie wykryto bakterii coli. Wody nie wolno było pić w Pleszewie w Wielkopolsce, Baranowie Sandomierskim, Nisku czy w Korczynie na Podkarpaciu. Ale niebezpieczeństwo, że bakterie zatrują wodę w dużych miastach - jak Warszawa, Gdańsk czy Kraków - jest ogromne, ostrzega "Polska". Bo drobnoustroje opuszczają szpitale w ściekach i niezabite trafiają do rzek. W Polsce nikt nie bada tego, co szpitale wypuszczają do kanalizacji. Nikt nawet nie pilnuje, czy przepisy w tej sprawie są przestrzegane. W 1997 r. Ministerstwo Zdrowia nakazało, aby wszystkie szpitale oczyszczały swoje ścieki. Prawo jednak - ze względu na szpitalną biedę - złagodzono. Obowiązująca w Polsce od czerwca 2001 r. ustawa ograniczyła wymagania do placówek mających oddziały zakaźne lub leczące pacjentów z chorobami zakaźnymi. Ale nikt nawet tego zliberalizowanego nakazu nie wyegzekwował. Bakterie szpitalne to mutacje odporne na antybiotyki, dlatego są śmiertelnie niebezpieczne. Według Światowej Organizacji Zdrowia zdarzały się już przypadki zakażenia żółtaczką spowodowane wirusami ze ścieków. O kłopotach z przyszpitalnymi oczyszczalniami było w Polsce cicho, bo to niewygodny temat. Jak informuje "Polska", epidemiolodzy twierdzą, że nie jest możliwe przeprowadzenie badań pokazujących prostą zależność liczby zachorowań, np. na żółtaczkę, od skuteczności oczyszczania ścieków przez szpitale. Bo trudno ustalić, w jaki sposób pacjent się zaraził. W Polsce na wirusowe zapalenie wątroby typu B choruje ponad 75 tys. osób. Skala bakteryjnych zatruć pokarmowych, jako że nie ma obowiązku ich rejestracji, nawet nie jest znana.