w czerwcu, w sprawie prywatyzacji Banku Śląskiego. Po tym jak nie stawiła się ona na przesłuchanie, komisja wystąpiła do sądu o ukaranie jej karą grzywny (do 3 tys. zł). - Gdybym przyszła na komisję, złamałabym konstytucję - mówiła Gronkiewicz-Waltz. Według szefa komisji Adama Hofmana (PiS), jej twierdzenia są "niezgodne ze stanem prawnym i faktycznym". Sąd uznał w poniedziałek niestawiennictwo Gronkiewicz-Waltz za nieusprawiedliwione. Według sądu, czym innym jest niestawiennictwo przed komisję śledczą (a według prawa każdy obywatel musi się stawić), a czym innym - odmowa złożenia zeznań z powołaniem się na odpowiednie przepisy. Spytany o ewentualne konsekwencje, gdyby Gronkiewicz-Waltz ponownie nie stawiła się przed komisją po ewentualnym kolejnym wezwaniu, sędzia odparł, że "istnieje gradacja kar porządkowych za uporczywe uchylanie się świadka od złożenia zeznań - od grzywny aż po 30 dni aresztu". Małek przypomniał, że także przy podobnym wniosku komisji z 2006 r. o ukaranie za niestawienie się ówczesnego prezesa NBP Leszka Balcerowicza, sąd uznał, że powinien był się on stawić - ale sprawę wtedy umorzono po wyroku TK, że NBP pozostaje poza zakresem komisji śledczej. Sama Gronkiewicz-Waltz zapowiedziała odwołanie się od decyzji sądu, z którą się nie zgadza. - Jeśli ktoś nie może być przesłuchiwany, to nie można go w ogóle wzywać - powiedziała. - Ja taki status uzyskałam po orzeczeniu TK - dodała.