Była prezydent stolicy Hanna Gronkiewicz-Waltz została wezwana na czwartek do Sądu Okręgowego w Warszawie w charakterze świadka w sprawie pomiędzy Wojciechowiczem a Śpiewakiem ws. o ochronę dóbr osobistych. Wojciechowicz pozwał Śpiewaka za jego wypowiedzi dotyczące powodu odwołania go ze stanowiska w 2016 r. Działacz ruchów miejskich pisał o b. wiceprezydencie, że stracił pracę z powodu udziału w aferze reprywatyzacyjnej. Do sprawy odniósł się w rozmowie z PAP Śpiewak. "Jacek Wojciechowicz był odpowiedzialny za planowanie przestrzenne, był członkiem zespołu koordynującego warszawskiego ratusza, był człowiekiem, którego decyzje miały podstawowe znaczenie, jeśli chodzi o wartość reprywatyzowanych nieruchomości i Hanna Gronkiewicz-Waltz odwołała go wtedy - w naszej ocenie - w kontekście afery reprywatyzacyjnej, wydarzyło się to tego samego dnia" - powiedział. "Trwa nagonka na sygnalistów, którzy ujawnili aferę reprywatyzacyjną, te procesy są coraz bardziej polityczne, coraz mniej jest w nich logiki, tylko widać chęć coraz większej liczby sędziów, żeby karać tych, którzy ujawnili te nieprawidłowości" - powiedział. "Sam fakt, że Hanna Gronkiewicz-Waltz nie została do tej pory przesłuchana przez komisję weryfikacyjną, ani nie ma postawionych zarzutów, a jest świadkiem w procesie wytoczonym mi, pokazuje jak daleko odeszliśmy od jakichkolwiek zasad przyzwoitości i odpowiedzialności wśród urzędników, którzy przecież za te dramaty byli odpowiedzialni" - stwierdził. We wrześniu 2016 r. po posiedzeniu zarządu PO - na wspólnej z szefem Platformy Grzegorzem Schetyną konferencji prasowej - ówczesna prezydent Warszawy powiedziała, że rezygnację ze stanowiska złożył wiceprezydent Jarosław Jóźwiak, dotychczasowy pierwszy wiceprezydent, który nadzorował m.in. zajmujące się kwestiami reprywatyzacji Biuro Gospodarki Nieruchomościami. Gronkiewicz-Waltz poinformowała też, że odwołała - "za słaby" wynik - odpowiedzialnego dotychczas za inwestycje wiceprezydenta Wojciechowicza. Wojciechowicz odnosząc się do decyzji ówczesnej powiedział: "Mam żal o jedną rzecz, bo jeśli rzeczywiście po 10 latach bumu inwestycyjnego, zainwestowania w Warszawę 20 miliardów (...) odwołuje się mnie w kontekście afery reprywatyzacyjnej, to to jest po prostu podłość. Podłość, ponieważ łączy się moją osobę i moje odejście z urzędu po 10 latach pracy, śmiem twierdzić, że jednak pewnych sukcesów, właśnie z takim nieprzyjemnym kontekstem".