Krzysztof Ziemiec: Hanna Gronkiewicz-Waltz jest naszym gościem. Witam, dzień dobry prani prezydent. Hanna Gronkiewicz-Waltz: Dzień dobry. Dziękuję, że przyjęła pani nasze zaproszenie, bo uczciwie mówiąc, to nie jest dla pani łatwy czas. Tym bardziej dziękujemy za zaufanie. Gdybym nawet chciał zejść z roli dziennikarza i wejść w rolę adwokata, to chyba trudno by mi było panią obronić, bo lud - używając takich porównań ze starożytnością - chce pani głowy. - Myślę, że to jest takie dla mnie nowe doświadczenie, chociaż tych doświadczeń miałam już wiele - i próbę utraty mandatu na samym początku, i referendum. Przeszłam więcej, niż tylko trzy kampanie. To jest najtrudniejsze doświadczenie, bo w zasadzie ja zawiodłam się na osobach, z którymi współpracowałam i oprócz tego, że jest to kwestia pewnego wymiaru politycznego, to jest też ludzkiego. No i oczywiście są też oczekiwania polityczne, bo tak naprawdę jest to też polityka. Powiedzmy sobie szczerze, że partia opozycyjna w Warszawie, która rządzi w kraju - nigdy nie byłam ich pieszczoszkiem. Ale tym razem przeciwko pani występuje wiele różnych ugrupowań - nie tylko partie, także społecznicy, także lokatorzy. Ma pani duże grono przeciwników - nawet sondaże o tym mówią. - To prawda w takim sensie, że są jednak ściśle współpracujący z PiS-em, bo jeżeli weźmiemy pod uwagę np. pana radnego Guziała, to on przecież referendum organizował razem z PiS-em. Jeżeli weźmiemy pod uwagę Jana Śpiewaka, to on też oczywiście bardzo często mówi głosem PiS-u. Jednym słowem... A nie widzi pani u siebie grzechu? Nie widzi pani... - Widzę to, co powiedziałam - że zbyt zaufałam pracownikom, którzy uważali, że podejmują właściwą decyzję. W zasadzie do dziś dnia przy tym obstają ci, którzy zostali przeze mnie wyrzuceni, ale musiałam to podjąć (tę decyzję - red.), ponieważ uważam, że nie dołożyli należytej staranności. W związku z tym został szerszy problem pokazany tutaj w tej dyskusji czwartkowej, mianowicie problem reprywatyzacji - ja o nią błagałam, walczyłam, przygotowałam 2 projekty - jeden... Może za mało, pani prezydent? Jest pani prezydentem od 10 lat. Platforma władzę w Polsce miała przez 8 lat, od 5 lat właściwie taką, no może nie absolutną, ale taką bardzo dużą, bo i prezydent, i rząd, i pani w stolicy. Może za mało pani walczyła? - Ja nie chcę tłumaczyć Platformy. Uważam, że wszystkie elity od 1989 roku zbagatelizowały problem reprywatyzacji. Było 20 projektów - żadnego nie uchwalono. Tak naprawdę to był ogromny sukces Ewy Kopacz i koalicji PO-PSL, że w końcu w Warszawie została uchwalona ta ustawa tzw. mała, która bardzo ograniczy zwroty nieruchomości, handel roszczeniami i ograniczy też oczywiście tego kuratora, który był ustanowiony przez sądy dla osoby, która ma 120 lat. Pamiętajmy, że my jesteśmy też ostatnim ogniwem w tym łańcuchu - najpierw jest orzeczenie nieważności kiedyś wydanej, potem jest SKO czyli Samorządowe Kolegium Odwoławcze, a my na końcu wydajemy tę nieruchomość i stąd jesteśmy najbardziej z tym kojarzeni. Pani prezydent, jeśli w poniedziałek Zarząd Krajowy Platformy wymusi na pani jakieś ustępstwo i na przykład poprosi o dymisję? - Ja jestem osobą najbardziej w tym gronie - czy ktoś w to wierzy, czy nie - zainteresowaną tym, żeby to wyjaśnić do końca. Jeżeli byłaby dymisja, takie były oczekiwania - ja chcę to wyjaśnić. Tak samo jak swego czasu prezydent Sopotu, który w końcu uzyskał po raz kolejny mandat, dlatego że nie ma drugiej osoby powiedziałabym tak zainteresowanej, żeby wyczyścić tę sytuację do cna, żeby odzyskać tę działkę na Placu Defilad... Nie chcę, żeby z tym końcem kojarzyła się... Tych spornych adresów jest więcej. A może trzeba, żeby uciąć tego typu spekulacje, np. mogłaby pani zawiesić swoją funkcję do czasu wyjaśnienia tej całej afery i wtedy byłaby sprawa czysta? - Nie ma instytucji zawieszenia. W momencie, kiedy prezydent przestanie działać, czy wójt, to wtedy jest zarząd komisaryczny - nie tak, jak wszyscy mówią, że od razu wybory. Nie ma takiej instytucji. Najpierw jest zarząd komisaryczny, pamiętajmy, że w 2005 roku, kiedy Lech Kaczyński został prezydentem Polski, on został przedłużony przez Sejm, przez większość sejmową aż do wyborów w listopadzie 2006 roku. Jednym słowem - zawsze będzie zarząd komisaryczny dłuższy bądź krótszy. Uważam, że bardzo złe decyzje pozapadały. Nie chcę tak oskarżać, bo mnie też oskarżają, że zwrot na Nabielaka dla pani Brzeskiej nastąpił za komisarza PiS-u, inne zwroty też. To nie jest tak, że jak jest komisarz, to urząd nie pracuje. Może jeszcze większe błędy zrobić niż prezydent. Reasumując pani prezydent - jeśli Grzegorz Schetyna w poniedziałek powie: "Odejdź", to co pani zrobi? - Ja uważam, że przede wszystkim muszę tę sprawę dokończyć jako prezydent. Mandat mam zaufania z wyborów - na pewno nie tak mocny jak wtedy, ale chciałabym, jestem zdeterminowana, żeby tę sprawę wyjaśnić. Jeżeli ja odejdę, nikt tego nie wyjaśni, nie wierzę w to. Za dużo elit było wplątanych w to, że nie było tej ustawy. Czyli dymisję pani wyklucza? - Wykluczam. A dlaczego nie przyjęła pani opcji zero? Z informacji od ważnego polityka Platformy wiem, że była pani proszona, żeby zrezygnować z wielu ważnych urzędników w ratuszu, sama mogłaby pani pozostać na tym stanowisku, ale bez wielu ważnych osób, także pani zastępców. Dlaczego pani tego nie zrobiła? - To nie mój styl, ponieważ ja nie mogę zrzucać na nich odpowiedzialności. Ja czuję się odpowiedzialna, zwłaszcza w przypadku tej decyzji. Jak wszyscy wiedzą, wtedy był taki okres, kiedy ja to nadzorowałam. Nie mogę tak poświęcić kogoś tylko dlatego, żeby to ładnie wyglądało, że są jacyś ofiarni... Nie zrzuca się z sań ludzi, którzy nie są winni.A może jest tak, że czasem trzeba podjąć decyzje wbrew sobie, a w interesie większej grupy. W tym momencie taką grupą dla pani jest chyba Platforma. Interes partii też tu jest ważny.- Ważny jest, dlatego dyscyplinarnie wyrzuciłam tych trzech urzędników. Nadal są prowadzone kontrole, biuro prawne dokładnie sprawdza wszystkie rzeczy, i tyle mogę zrobić. Natomiast myślę, że tutaj niesprawiedliwe wyrzucanie nie daje wcale dobra.Nie ma pani wrażenia, że została pani prawie sama na tym placu boju? Bardzo mało jest głosów ze strony Platformy, które brałyby panią w obronę. - Nie, ja myślę, że większość kolegów, którzy chodzą do mediów, biorą mnie w obronę, a najlepszym dowodem jest to, że wysyłają do Sejmu ustawę o reprywatyzacji dotyczącą Warszawy, tzw. dużą, czyli będzie to już całkowite uregulowanie - tak żeby nie było sytuacji takiej, że pozbawiani jesteśmy szkół, przedszkoli czy lokatorów. Powiem tak: nie słychać głosu Ewy Kopacz, która broniłaby Hanny Gronkiewicz-Waltz. Nie słychać Cezarego Grabarczyka. Nie słychać wielu innych, ważnych polityków Platformy, którzy mówiliby: Tak, to jest nasza pani prezydent, my za nią oddamy życie. - Ale muszę powiedzieć, że Ewa Kopacz do mnie zadzwoniła i powiedziała: "trzymaj się". Na pewno to poświadczy... Z innymi nie zawsze mam kontakt, ale najważniejsze jest moje spotkanie z Grzegorzem (Schetyną - przyp. red.), Sławkiem Neumannem, Andrzejem Halickim i z Marcinem Kierwińskim. To są ci ludzie, którzy najbliżej ze mną współpracują, myślę o tych warszawskich posłach. Także naprawdę mam duże wsparcie, natomiast też nie mogę ich obarczać jakąś, powiedziałabym, koniecznością wyjaśnień, bo to ja powinnam to wyjaśnić, bo... A nie ma pani wrażenia, że każdy dzień tego typu niewyjaśnionych sytuacji to jest kolejny gwóźdź do trumny PO, kolejna sytuacja, która ujmuje pani partii punktów?- Ja myślę, że dużo osób też mnie wspiera. Dostałam dużo SMS-ów, nawet dziś wzruszyłam się, bo dostałam kwiaty, było podpisane: warszawianka. Są ludzie, którzy mnie lubią i nie lubią, ale myślę, że wiele osób wierzy w moją osobistą uczciwość i wie, że zarządzanie tak olbrzymim miastem, gdzie jest 7 tys. urzędników, gdzie rocznie podejmuje się ponad 600 tys. decyzji w imieniu prezydenta, że to nie jest takie proste działanie.A kto te bombę zdetonował? Bo przez tyle lat ten proceder kwitł. Nie mówiło się o tym głośno, teraz wszyscy o tym mówią, nawet ci, którzy byli do niedawna pani sojusznikami albo co najmniej byli wobec pani neutralni. - Ja muszę powiedzieć, że nie było żadnych takich postępowań karnych, które by się skończyły nawet zarzutami, już nie mówię o prawomocnym wyroku. Więc oczywiście to powodowało, że trudno było to znaleźć... Ale to już od tego są inne służby, jakieś powiązania towarzyskie czy biznesowe, o których ja normalnie nie mogę się dowiedzieć, bo nie mam w tym kierunku instrumentów, ale uważam że urzędnicy nie dołożyli staranności, ci, którzy powinni dołożyć, przy wydawaniu tej decyzji, już nie mówiąc o tym, że okazało się, że ten wicedyrektor, który odszedł z pracy, miał biznes w Zakopanem, razem z jednym z adwokatów. A nie ma pani wrażenia, że to pani własna partia trochę panią poświęca? Daje psom na pożarcie?- Nie, nie mam wrażenia. Nie przypuszczam, żeby to był ktoś związany z partią, po prostu w jakiś sposób to dotarło do mediów. Uważam, że media są czwartą władzą, nie jestem obrażona na media z tego powodu, i zbyt może długo, bo kilka tygodni, wierzyłam moim urzędnikom, którzy do dziś dnia mówią to samo. To nie jest tak, że oni zmienili zdanie, natomiast, jak już się zorientowałam, że ta decyzja była pochopna, że powinni jeszcze sprawdzić... Ale pamiętajmy, że też jeszcze Ministerstwo Finansów do dziś nie wydało decyzji odszkodowawczej, którą miało wydać kilka tygodni temu. A jaka będzie linia obrony Hanny Gronkiewicz-Waltz przez najbliższe tygodnie?- Myślę, że wyświetlenie wszystkiego do końca, wyrzucenie wszystkiego na wierzch i sczyszczenie aż do dna.Ile czasu to pani zajmie?- Każdy dzień przynosi nowe wiadomości i przedwczoraj chyba wysłałam ze trzy czy cztery zawiadomienia do prokuratora.Zobaczymy, co przyniesie dzisiejszy, nowy dzień. Dziękuję bardzo, Hanna Gronkiewicz-Waltz, prezydent stolicy była naszym gościem.- Dziękuję bardzo. Rozmawiał: Krzysztof Ziemiec