Grodzki zadeklarował w wywiadzie dla "Rzeczpospolitej", iż chciałby zacieśnienia współpracy między Senatem polskim i amerykańskim. Nie wykluczył, że to właśnie Stany Zjednoczone będą celem jednej z pierwszych jego wizyt zagranicznych. W piątkowej rozmowie z PAP poinformował, że rozpoczął już przygotowania do wizyty w USA, która zostanie zorganizowana w porozumieniu z Ministerstwem Spraw Zagranicznych. "Ja w żadnym razie nie aspiruję do wchodzenia w kompetencje pana prezydenta czy rządu, no ale skoro mamy swój odpowiednik w Stanach Zjednoczonych, to myślę, że mamy również prawo próbować zacieśnić współpracę między Senatami" - wyjaśnił Grodzki. Zwrócił jednocześnie uwagę, że nasza izba wyższa parlamentu była wzorowana (np. w kwestii liczności) na Senacie amerykańskim. Według niego, dzięki zacieśnieniu współpracy między tymi dwoma gremiami skorzystać mogliby m.in. młodzi ludzie pragnący związać swą przyszłość z polityką. "Ta współpraca może się opierać np. na szkoleniu młodych adeptów polityki czy pracy w administracji rządowej i senackiej. Może ona też dotyczyć wymiany informacji w sprawach międzynarodowych" - powiedział Grodzki. Podkreślił przy tym, że szefem komisji spraw zagranicznych Senatu został doświadczony polityk, były minister obrony w rządzie Donalda Tuska, Bogdan Klich (KO). "Zawsze warto uczyć się od dojrzałej demokracji, ale bardziej myślę tu o programach szkolenia dla młodych ludzi, żeby to oni mogli skorzystać na tej współpracy" - dodał marszałek Senatu. Grodzki chciałby też kontynuować dotychczasową współpracę międzynarodową Senatu. Jeśli nie Waszyngton, to jedną z pierwszych stolic, które odwiedzi, może być Bruksela. "Pamiętajmy, że jesteśmy w gronie wspólnoty europejskiej, więc to również z nią powinniśmy zacieśniać nasze relacje" - zaznaczył marszałek Senatu. Na Tomasza Grodzkiego głosowało we wtorek 51 senatorów - z Koalicji Obywatelskiej, Lewicy, PSL oraz dwóch senatorów niezależnych. Jego kontrkandydata z PiS Stanisława Karczewskiego poparło 48 senatorów, jedna senator - Lidia Staroń wstrzymała się od głosu. Po raz pierwszy po 1989 roku doszło do sytuacji, w której w Sejmie większość ma partia rządząca, a w Senacie marszałkiem jest przedstawiciel opozycji.