To reakcja na wtorkowe informacje "Rzeczpospolitej", że polscy prokuratorzy, którzy przez miesiąc badali wrak TU-154M w Smoleńsku, odkryli na nim ślady materiałów wybuchowych. - Przede wszystkim musimy poznać ustalenia prokuratury i ich interpretację; jakie jest źródło ewentualnego pochodzenia tych substancji, które - według doniesień gazety - zostały znalezione. Od tego pewnie uzależnione będą wszystkie dalsze kroki - powiedział Graś w porannym programie "Polityka przy kawie" w TVP1. Przypomniał, że zgodnie z procedurami jest możliwość, w sytuacji gdyby pojawiły się nowe istotne wątki, wznowienia prac komisji badania wypadków lotniczych, która kierował Jerzy Miller. - Jeżeli informacja gazetowa zostanie potwierdzona, jeżeli prokuratura jasno powie "tak", rozpatrujemy taką czy inną wersję, taki czy inny wątek, taką czy inną hipotezę, będzie to przesłanka bądź nie do wszczęcia prac przez komisję - tłumaczył Graś. Rzecznik zaznaczył jednak, że "jak dotąd takie przesłanki się nie pojawiły". Zapewnił też, że nie ma wiedzy, czy prokurator generalny Andrzej Seremet przekazał premierowi Donaldowi Tuskowi - jak podała "Rz" - informację o odkryciu śladów materiałów wybuchowych na wraku tupolewa. - Nie wiem, czy dzisiejsze doniesienia były przedmiotem rozmów między panem prokuratorem a panem premierem - przyznał. Zwrócił jednak uwagę, że szef rządu i prokurator generalny spotykają się często w cztery oczy. "Jest to informacja bulwersująca" Podkreślił, że chciałby, aby śledczy i eksperci powiedzieli, co informacja podana przez "Rz" tak naprawdę oznacza m.in. w kontekście wcześniejszego wykluczenia wersji o ewentualnym zamachu. Oświadczył, że zanim szef rządu będzie mógł się ustosunkować do tych ustaleń, oczekuje na informacje ze strony prokuratury. - Mam nadzieję, że dziś o tym dowiemy się czegoś więcej od prokuratury. Wszyscy czekamy na oficjalne stanowisko czy to prokuratora generalnego, czy to prokuratorów prowadzących śledztwo, bo rzeczywiście jest to informacja nowa, bulwersująca - oświadczył Graś. Zwrócił uwagę, że nie tylko prokuratorzy rosyjscy, ale też i polscy, badający szczątki ciał ofiar katastrofy, wykluczali obecność tego typu substancji w ciałach. - To od prokuratury teraz należą nam się wyjaśnienia, dlaczego te ustalenia różnią się od tych sprzed dwóch lat - stwierdził. Graś zaznaczył, że musimy poznać źródło pochodzenia substancji odnalezionych na częściach wraku. Rzecznik rządu nie odpowiedział na pytanie, czy premier będzie się kontaktował w tej sprawie z najwyższymi władzami rosyjskimi. Apelował, by poczekać do czasu oficjalnego komunikatu prokuratury. Graś zwrócił uwagę, że śledztwo w sprawie katastrofy cały czas się toczy i jednym z jego efektów jest publikacja "Rzeczpospolitej". - Domaganie się śledztwa w sytuacji, gdy prokuratura pokazuje, że śledztwo prowadzi, że śledztwo jest intensywne, bada wszystkie wątki, drobiazgi i szczegóły, świadczy o tym, że nieprawdą są te wszystkie tezy i zarzuty, że Polska oddała śledztwo Rosjanom, bo chociażby to jest dowodem, że polska prokuratura intensywnie działania i czynności prowadzi - przekonywał rzecznik rządu. "Sytuacja jest bez precedensu" Według Grasia fakt, że istotne wątki w śledztwie pojawiają się dwa i pół roku od katastrofy to wynik tego, że "sytuacja jest bez precedensu, a wypadek wydarzył się na terenie obcego państwa, z którym te relacje i prokuratury, i różnych ekspertów, układały się przez ten czas różnie". O tym, że na wraku tupolewa znaleziono ślady trotylu, "Rz" poinformowała we wtorek. Według informacji gazety, grupa polskich śledczych, która przez miesiąc ponownie badała wrak na terytorium Rosji, znalazła na szczątkach samolotu liczne ślady materiałów wybuchowych. Jak napisała gazeta, badania, przeprowadzone przez prokuratorów we współpracy z ekspertami z Centralnego Laboratorium Kryminalistycznego oraz CBŚ, wykazały ślady trotylu i nitrogliceryny m.in. na 30 fotelach samolotu. Według "Rz" wiadomość o odkryciu osadu z materiałów wybuchowych natychmiast przekazano do prokuratora generalnego oraz naczelnego prokuratora wojskowego płk. Jerzego Artymiaka. Gazeta napisała, że Seremet osobiście przekazał informacje premierowi Donaldowi Tuskowi. Jak podała "Rz" eksperci nie są w stanie stwierdzić, w jaki sposób na wraku maszyny znalazły się ślady trotylu i nitrogliceryny; wciąż biorą pod uwagę hipotezy, według których osad z materiałów wybuchowych mógłby pochodzić z niewybuchów z okresu II wojny światowej. CZYTAJ NA INTERIA360: Rosyjskie prowokacje w sprawie smoleńskiej? CZYTAJ NA INTERIA 360: SMOLEŃSK - narodowa kompromitacja?