"Nie mogło dojść do żadnego wyścigu" - zapewnił Graś w programie "Kropka nad i" w TVN24. Dodał, że gdyby premier chciał być pierwszy w Smoleńsku, to wcześniej wyleciałby z Warszawy. "Gdybyśmy chcieli być wcześniej na miejscu katastrofy, to wylecielibyśmy kilka godzin wcześniej z Warszawy. To są po prostu absurdalne zarzuty" - podkreślił. Graś zaznaczył, że rząd chciał stworzyć Jarosławowi Kaczyńskiego "komfort dostania się na miejsce katastrofy i pożegnania zmarłego brata". "Ścigała nas delegacja z Tuskiem" Rzecznik rządu podkreślił, że zaproponowano Jarosławowi Kaczyńskiemu, by razem z premierem udał się na miejsce katastrofy i "pół dnia" oczekiwano na odpowiedź "od otoczenia pana premiera Kaczyńskiego, czy raczy skorzystać z tego transportu". "Nie otrzymaliśmy tej odpowiedzi, opóźniliśmy nasz wylot o 2 godziny, właśnie oczekując na odpowiedź (...), a potem dowiedzieliśmy, że pan Kaczyński wyleciał jakimś innym samolotem" - mówił Graś. Zaznaczył, że nie wie, kto ostatecznie organizował wyjazd prezesa PiS. "Gdyby otoczenie pana prezesa Kaczyńskiego zwróciło się do rządu o pomoc, to byśmy im ten wyjazd zorganizowali" - zaznaczył Graś. Zdaniem Grasia gdyby premier i prezes PiS udali się do Smoleńska jednym samolotem, "nie byłoby tych wszystkich problemów". "Jak zwykle ktoś z otoczenia Jarosława Kaczyńskiego zaczął od pierwszych godzin po katastrofie robić politykę" - ocenił. W wywiadzie dla "Gazety Polskiej" Jarosław Kaczyński powiedział m.in.: "Nasze postoje i powolne tempo jazdy były wymuszone przez ścigającą nas delegację z premierem Tuskiem, który koniecznie chciał dotrzeć do Smoleńska przed nami". "Z decyzjami czekano na Jarosława Kaczyńskiego" Graś zaznaczył, że zaraz po przylocie na miejsce katastrofy Tusk poprosił premiera Rosji Władimira Putina, by ze wszystkimi decyzjami dotyczącymi ciała prezydenta Lecha Kaczyńskiego poczekać na decyzję Jarosława Kaczyńskiego i jego przybycie na miejsce katastrofy. "Próbowaliśmy nawiązać kontakt z kimś z otoczenia Jarosława Kaczyńskiego, otrzymaliśmy sygnał, że premier Kaczyński nie życzy sobie spotkania ani z premierem Tuskiem, ani z premierem Putinem" - relacjonował rzecznik rządu. Dodał, że Tusk poprosił go, by przedstawił Jarosławowi Kaczyńskiemu lub komuś z jego otoczenia możliwości postępowania z ciałem Lecha Kaczyńskiego. Jak mówił, poinformował zatem Pawła Kowala o trzech możliwościach. Pierwsza - relacjonował Graś - zakładała, że Jarosław Kaczyński poczeka w udostępnionym mu hotelu na zakończenie sekcji zwłok Lecha Kaczyńskiego (przeprowadzonej w Smoleńsku) i zabierze ciało brata do Polski. "Pan Kaczyński na tę wersję się nie zgodził; powiedział, że chce wracać" - dodał rzecznik rządu. Według drugiej możliwości - mówił - ciało prezydenta mogło zostać przetransportowane, wraz z innymi ciałami, do Moskwy, gdzie odbyłoby się pożegnanie z honorami; trzecia zaś zakładała, że ciało Lecha Kaczyńskiego zostanie przetransportowane następnego dnia, po zakończeniu sekcji zwłok, ze Smoleńska do Warszawy. "Ta trzecia wersja została przez pana Kaczyńskiego wybrana" - zaznaczył Graś. "Oczywiście premierowi Putinowi zależało na tym i to akcentował bardzo mocno, że chciałby pożegnać ciało pana prezydenta Kaczyńskiego ze wszystkimi honorami albo w Moskwie, albo w Smoleńsku" - dodał. "Wypowiedzi Brudzińskiego to brednie" Wypowiedzi Joachima Brudzińskiego (PiS) na temat katastrofy Smoleńskiej rzecznik rządu określił jako "brednie". Brudziński we wtorek w TVN24, również w "Kropce nad i" mówił m.in. że w Smoleńsku, na miejscu katastrofy współpracownicy premiera "pytali, którym wejściem będzie wchodził Kaczor" i odpowiadali: "Tym? To my spiep... tamtym". Brudziński mówił też, że premier Tusk spotkał się z premierem Władimirem Putinem pod namiotem, bo padał deszcz, a "parę metrów dalej, na błocie, na zwykłej czarnej folii, zostawił ciało prezydenta Rzeczpospolitej w ruskiej trumnie". "Na miejsce katastrofy było jedno wejście, jeden wjazd, więc nie mogło być żadnej dyskusji o tym, którym wejściem przyjedzie Kaczor. To są bzdury. Nieprawdą jest, że padał deszcz. Nieprawdą jest, że ciało pana prezydenta leżało na folii" - odpowiadał Graś. Według niego ciało Lecha Kaczyńskiego leżało na noszach przykryte białym płótnem. "Zorganizowany atak posłów PiS" Graś podkreślał, że obserwując Tuska i Putina na miejscu katastrofy widział ludzi "przejętych ogromem katastrofy". "Nie widziałem w zachowaniu pana premiera Tuska (...) czegokolwiek, co możnaby mu zarzucić" - mówił. Ocenił, że ma miejsce "zorganizowany atak w wykonaniu posłów PiS". Według Grasia premier nie był "specjalnie zaskoczony" wywiadem prezesa PiS dla "Gazety Polskiej" i wypowiedziami innych polityków PiS. "Spodziewał się, że właśnie na tej tragedii smoleńskiej, na tej problematyce, PiS będzie próbował budować taką nową tożsamość" - powiedział. Rzecznik rządu nie chciał komentować doniesień mediów na temat kolejnych odczytanych zapisów z czarnych skrzynek prezydenckiego samolotu. Według TVN24, pierwszy pilot prezydenckiego Tupolewa na kilkanaście sekund przed katastrofą miał powiedzieć: "Jak nie wyląduję(my), to mnie zabije(ją)". Graś pytany, czy to prawdziwa informacja, odparł: "Nie chcę tego komentować, nie mam takiej informacji, mam tylko informację od pana ministra (Jerzego) Millera, że rzeczywiście udaje nam się odcyfrować trochę więcej, odczyścić, odczytać trochę więcej niż udało się Rosjanom. Treści odczytanych zapisów nie znam". "Na pewno, gdy praca nad taśmami zostanie zakończona będziemy mieli okazję je poznać. (...) To wszystko co, uda się nam odczytać na pewno opinii publicznej zostanie przedstawione" - zapewnił rzecznik. Forum: Czy to powtórka z Gruzji?