Konrad Piasecki: Prośbą, groźbą i perswazją będziecie zatrzymywać Pawlaka w rządzie? Paweł Graś: - Nie, przede wszystkim gratulujemy zwycięzcy. Właśnie, bo zwycięzca zdaje się nie dostał jeszcze telefonu od premiera. Jest nieusatysfakcjonowany. - Gratulujemy również tym wszystkim, którzy weszli do różnych ciał kolegialnych w PSL-u, natomiast... ...a odpowiadając na pytanie pana redaktora, odpowiadamy? - Natomiast mamy nadzieję, że zasady, sposób funkcjonowania koalicji się nie zmieni, i że z nowym kierownictwem PSL-u będzie się współpracowało równie dobrze jak ze starym. Natomiast... ...pytanie było, co zrobicie z Pawlakiem i jego wolą odejścia z rządu? - Natomiast będziemy oczywiście czekali na decyzję PSL-u w tej sprawie. Od samego początku od pięciu lat nie narzucaliśmy PSL-owi ani kandydatów na ministrów, ani kandydatów na wicepremiera, więc spokojnie... Ale widzi pan, jaka jest sytuacja. PSL ustami Piechocińskiego mówi: "Waldemarze zostań", a Waldemar ustami swymi mówi: "Chcę odejść". I co z tym zrobi premier? - Na pewno dojdzie do jakiejś rozmowy pana premier z panem premierem Pawlakiem. Na pewno dojdzie w tym tygodniu do spotkań koalicyjnych i w trakcie tych rozmów zostaną pewnie wypracowane zasady funkcjonowania koalicji na następne lata i omówione również warunki personalne. A pan, panie mistrze, chciałby, żeby Waldemar Pawlak w rządzie pozostał? - Jeśli mnie pan pyta prywatnie, nie jako rzecznika rządu, to ja przez te kilka lat rzeczywiście bardzo polubiłem pana Waldemara Pawlaka. I odkryłem, że pod tą maską, jak to nieraz się o nim mówi, cyborga, pod tą maską cyborga jest bardzo dowcipny i sympatyczny człowiek. I bardzo dobrze nam się przez te lata współpracowało i działało - zarówno jeżeli chodzi o rząd, jak i o ten szczebel partyjny. Szkoda by się było z tym nie-cyborgiem rozstawać. - Natomiast decyzje będą oczywiście należały do naszego koalicyjnego partnera. Oni, jak rozumiem, najpierw muszą u siebie te klocki poukładać, przedyskutować strategię, sposób działania i wtedy jesteśmy gotowi do rozmów. Ale panie ministrze, pytanie jest proste. Czy premier, spotykając się z Waldemarem Pawlakiem, powie: "Waldku, zmień decyzję. Pozostań", czy powie: "Skoro się zdecydowałeś, to trudno. Będziemy na nowo układać te klocki, również w rządzie"? - Jeśli do takiego spotkania dojdzie, to myślę, że po takim spotkaniu będą w tej sprawie informacje. A przed takim spotkaniem co powie rzecznik? - Trudno, żeby rzecznik komunikował przed spotkaniem pana premiera z panem premierem Pawlakiem o czym będą rozmawiać. To zapytam inaczej. Rozmawiał pan od sobotniego wieczoru z premierem? - Tak, zdarzyło się rzeczywiście. Usłyszał pan w jego głosie smutek po tym, co się wydarzyło na kongresie PSL? - Było to dla nas zaskoczenie. Nie ma co ukrywać, chociaż, jak wspominałem panu redaktorowi przed rozmową, jeszcze na kilka godzin przed tym głosowaniem, kiedy usłyszałem pana Piechocińskiego dosyć pewnego... Już czuł, że coś się święci... - Dokładnie, dosyć pewnego zwycięstwa i przewagi kilkudziesięciu głosów, wtedy trochę mnie tknęło, ale taka jest demokracja. Tak wybrał nasz koalicyjny partner i będziemy z tym żyć. Premier zdziwiony? - Tak jak my wszyscy, był pewnie trochę zaskoczony. Zasmucony? - Był zaskoczony i tyle. A dlaczego jeszcze nie zadzwonił do Piechocińskiego z gratulacjami? - Będzie na pewno okazja do spotkania. To kwestia nie tylko telefonu, ale takiej otwartej, szczerej rozmowy. Zapytam pana nie jako rzecznika, bardziej jako polityka: czy pana zdaniem ma sens taki układ, w którym lider partii koalicyjnej nie jest jednocześnie członkiem rządu? - Historia pokazuje, że oczywiście taki układ się nie sprawdza. Taki układ rodzi problemy, taki układ rodzi pokusę już nie tylko tego mitycznego sterowania z drugiego siedzenia, ale takiego naturalnego budowania opozycji partyjnej wobec tego, co się dzieje. Czyli lepiej, żeby Piechociński do rządu wszedł. - Oczywiście, w takim układzie byłoby dla koalicji lepiej, żeby tak się stało, ale jak wiemy, pan prezes Piechociński ma zupełnie inną koncepcję. Ta koncepcja to był powód takiej fundamentalnej różnicy zdań między prezesem Pawlakiem, a prezesem Piechocińskim. Nie wiadomo więc, czy po wyborach będzie bliższy tej koncepcji, która była przed wyborami, czy tej, do której będzie go namawiał premier, czyli żeby do rządu jednak wszedł. - Zobaczymy, jak tam te PSL-owskie młyny przemielą ostateczne decyzje pana prezesa. Uważa pan, że warto rozmawiać o czymś takim jak napisanie nowej umowy koalicyjnej? - Ja myślę, że przez te pięć lat, fakt istnienia już tej ramowej umowy koalicyjnej, gdzie nie jest opisany każdy szczegół... Ale tamta się zestarzała. Pytanie, czy warto pisać nową? - Ale świetnie działa. Janusz Piechociński twierdzi, że w ogóle nie działa. - Nie, nie. Ale z drugiej strony zapytany wprost po wyborze, czy będzie domagał się zmiany umowy koalicyjnej, na to pytanie nie odpowiedział. Więc wszystko zobaczymy. Trzeba dać czas kolegom z PSL-u, żeby oni u siebie najpierw kolegialne ciała powołali i wewnątrz przedyskutowali dalszy sposób działania. I wtedy dopiero rzecznik powie, jaka jest wola rządu? - A ja myślę, że przez te pięć lat charakter tej koalicji... Wykluł się w trudach, znojach... - ...była oparta nie tak, jak poprzednia koalicja - bo jak pamiętamy jeden z liderów chwalił się, że już od pierwszego dnia wysłał służby specjalne za partnerami koalicyjnymi - od samego początku była wykuta na partnerstwie, szczerości i otwartosci i to przez te pięć lat się sprawdzało. I nie ma powodu, żeby nie sprawdzało się dalej. Panie ministrze, często dostaje pan telefony około pierwszej w nocy: "Paweł, spotkaj się ze mną. Grzegorz Hajdarowicz dzwoni." - Jeszcze będziemy do tego wracać? Jeszcze o tym nie porozmawialiśmy. - Nie? Nie. - Taki telefon był dosyć wyjątkowy, ale i sprawa i sytuacja była dosyć wyjątkowa. Wstrząsająca. Nocne spotkanie pierwszy raz z Hajdarowiczem się panu zdarzyło? - No pewnie od czasów studenckich - tak. Więc nie dziwie się, że również zdenerwowany i wstrząśnięty tym, czego się dowiedział był również Grzegorz Hajdarowicz. Ja również. Jesteście dobrymi przyjaciółmi, kumplami? - Znamy się od bodajże '84 roku. Byliśmy razem na studiach, w podziemiu przez wiele lat. Zadzwonił, spotkaliście się, powiedział o tym trotylu. Pan coś zrobił? Do kogoś zadzwonił? Sprawdzał te informacje? Czy pan spokojnie poszedł spać? - O tej porze już niewiele można było zrobić. Postawić rząd na nogi... - Dla mnie wydawała się ta sprawa tak nieprawdopodobna i ta informacja tak nieprawdopodobna, że postanowiłem czekać do oficjalnego oświadczenia prokuratury. Dlaczego pan rano nie przyznawał się do tego spotkania? - Nie, nie. Nasz reporter rozmawiał z panem i jakoś się pan nie chwalił: "Wszystko wiedziałem, Hajdarowicz powiedział mi w nocy". - No panie redaktorze powiedziałem bardzo wyraźnie w programie telewizyjnym, i zresztą jest to prawda, że z tekstem zapoznałem się dopiero rano, bo taka jest prawda. A z Hajdarowiczem w nocy? - Grzegorz Hajdarowicz mówił mi tylko o tej tezie, że znaleziono na wraku samolotu materiały, które mogą być resztkami, czy wskazującymi na materiały wybuchowe... Powątpiewał w to? - I - druga informacja, no jeszcze bardziej wstrząsająca, że rzekomo właśnie tę informację potwierdza Prokuratura Generalna. Jak pan to mówił, on w to powątpiewał, czy był pewny swego? - Był wstrząśnięty. Panie redaktorze, gdyby pan czegoś takiego się dowiedział to pewnie taka informacja czy taka wiadomość nie pozostałaby bez echa. Pan mu doradził te głębokie cięcia w Rzeczpospolitej? - No niech pan nie żartuje, naprawdę... Myślałem, że ze starym kumplem się i o tym rozmawia. - Tak, jak nie doradzam redakcji na Kopcu co ma zrobić w RMF FM, tak nie zajmuje się w żadnej redakcji, w żadnym wydawnictwie sprawami personalnym, ani relacjami między wydawcami i dziennikarzami.