- Rozmawiałem z premierem w sobotę na temat stoczni, na temat tego, jak zamierzam to rozwiązać. Pan premier o tym nie wspominał - podkreślił szef resortu skarbu w poniedziałek wieczorem na antenie TVN24. Na pytanie, czy nic nie ma sobie do zarzucenia w sprawie stoczni, Grad odpowiedział: "Zawsze można coś zrobić lepiej. To jest naturalne, szczególnie jak się robi wiele różnych rzeczy, tak jak minister skarbu. Natomiast nikt nie może mi zarzucić bezczynności, tak jak bezczynność warto zarzucić moim poprzednikom - i z PiS-u, i z SLD - którzy zostawili stocznie na skraju bankructwa". O nieprawidłowościach w procesie sprzedaży stoczni szef CBA Mariusz Kamiński zawiadomił w ubiegłym tygodniu premiera, prezydenta, a także władze parlamentu. Według kancelarii premiera, szef CBA nie zawiadamiając o sprawie prokuratury nie dopełnił obowiązku, przez co doszło do działania na szkodę interesu publicznego. W poniedziałek prokuratura Okręgowa w Warszawie wszczęła śledztwo z doniesienia szefa kancelarii premiera Tomasza Arabskiego w sprawie domniemanego przekroczenia uprawnień urzędników ARP i MSP przez "utrudnianie przetargu" na sprzedaż stoczni w Gdyni i Szczecinie. Grad powiedział w poniedziałek, że od samego początku proces sprzedaży majątku stoczni w Gdyni i Szczecinie osłaniały służby - ABW, agencja wywiadu, kontrwywiadu i CBA. - Poszczególne służby na bieżąco dawały nam informacje - naprawdę bardzo wartościowe, a CBA ani jednej krytycznej informacji nie dało. A są zobowiązani. Jeżeli wiedzieli, że coś jest w kwietniu nie tak, to obowiązkiem jest osłaniać szeroko rozumiane władze publiczne i funkcjonariuszy publicznych (...), a nie w październiku, jak jest afera i politycznie to się robi - podkreślił. - Gdyby CBA wgłębiło się w to, miało szczere intencje i wiedziało, jaka była chronologia zdarzeń, to by nie pisali takich wniosków - dodał Grad. Minister powtórzył, że w sprawie sprzedaży majątku stoczni jego resort nie faworyzował nikogo. Podkreślił, że trudno jest mówić o tym, że przetarg na główne części majątku stoczni w Gdyni i Szczecinie był ustawiony, jeśli tylko jeden inwestor (Stichting Particulier Fonds Greenrights - red.) był zainteresowany tymi aktywami i chciał budować tam statki. - To, co się wydarzyło w przetargu, było zgodne z prawem - podkreślił.