"Działanie pani Kopacz jest oczywistą próbą +ucieczki do przodu+, ale jest to ucieczka zdecydowanie spóźniona" - powiedział PAP Gowin. Według niego, gdyby wymiana osób, które pojawiły się w kontekście ujawnionych nagrań w tzw. aferze podsłuchowej nastąpiła natychmiast, to Bronisław Komorowski byłby nadal prezydentem, a Platforma miałaby "niezagrożoną pozycję" na scenie politycznej. "Teraz zaś pani premier robi coś, co przypomina malowanie trupa, w nadziei, że ludzie nie zauważą różnicy" - podkreślił Gowin. Według polityka, szefowa rządu próbowała też "wyprzedzić zagrożenia". "Bo przecież jest rzeczą powszechnie wiadomo, że CBA przygląda się coraz uważniej panu Biernatowi w związku z jego oświadczeniem majątkowym. Z kolei minister Arłukowicz przyciąga merytoryczną krytykę" - mówił Gowin. Jego zdaniem minister zdrowia "już od dawna był na celowniku pani premier". Gowin uważa, że wysiłki szefowej rządu nie przyniosą różnicy. "Ruszyła fala niezadowolenia społecznego; jest zbyt wielka, by parę dymisji mogło ją powstrzymać" - ocenił. W środę wieczorem premier poinformowała, że w związku z z wyciekiem akt śledztwa ws. tzw. afery podsłuchowej nie przyjmie sprawozdania Prokuratora Generalnego Andrzeja Seremeta za 2014 r. Ogłosiła, że ministrowie i wiceministrowie, których podsłuchane rozmowy pojawiają się na nagranych i upublicznionych w ubiegłym roku w mediach taśmach zrezygnowali z funkcji w rządzie. Swoje stanowiska w rządzie stracili m.in.: minister zdrowia Bartosz Arłukowicz, minister sportu Andrzej Biernat i minister skarbu państwa Włodzimierz Karpiński, szef doradców premiera Jacek Rostowski, rezygnację złożył także marszałek Sejmu Radosław Sikorski. Zrezygnował także koordynator służb specjalnych Jacek Cichocki - który pozostał jednak szefem Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, Premier przeprosiła - w imieniu swej partii - wyborców PO za to, co usłyszeli w nagranych i upublicznionych w ubiegłym roku rozmowach ministrów i polityków Platformy.