"Minister sprawiedliwości, dyrektor departamentu sądów MS oraz prezesi sądów w Gdańsku swoim działaniem nie wyczerpali znamion przestępstwa" - poinformował w piątek rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Warszawie prok. Dariusz Ślepokura. "Wyżej wymienieni funkcjonariusze publiczni naruszyli przepisy proceduralne, ale ich zachowanie nie naruszyło dóbr prawnie chronionych; jednocześnie działali na korzyść interesu publicznego" - napisał Ślepokura w komunikacie dla prasy. Według prokuratury brak jest możliwości zarówno skutecznego przypisania tym funkcjonariuszom publicznym samego działania na szkodę interesu publicznego lub prywatnego, jak i wykazania realnego niebezpieczeństwa wyrządzenia takiej szkody. Według prokuratury rozporządzenie wskazuje jako organ uprawniony do żądania akt sądowych Ministra Sprawiedliwości. "Jednocześnie brak jest stosownego upoważnienia do wydania akt w ustawie, na podstawie której zostało wydane przedmiotowe rozporządzenie" - dodał Ślepokura. Powołał się też na zmiany wprowadzone w sierpniu 2011 r. do Prawa o ustroju sądów powszechnych zmieniające zasady zwierzchniego nadzoru Ministra Sprawiedliwości nad sądami. "Z tych też powodów stwierdzić należy niedostawanie aktu wykonawczego do aktu prawnego, na podstawie którego został on wydany" - wyjaśnił Ślepokura. Jednocześnie zwrócił uwagę, że żadne pismo żądające, jak i przesyłające akta, nie zawierało podstawy prawnej, która wskazywałaby na zaistnienie stosownych uprawnień do podjęcia określonych działań. Prokurator dodał, że w całej sprawie należy mieć na uwadze przyczynę badania spraw sądowych w kontekście afery Amber Gold. "Sprawa niniejsza pozostawała i pozostaje w zainteresowaniu opinii publicznej, która chciała poznać podstawy wyroków sądowych wydanych wobec Marcina P." - podkreślił Ślepokura. Opinia publiczna, jak i media kierowały do ministra wystąpienia o stanowiska w tej kwestii, co wymagało zapoznania się przez ministra z przedmiotowymi aktami. Z tych samych powodów akta zaś zostały przekazane przez wiceprezesa Sądu Okręgowego w Gdańsku - uznała prokuratura. Następstwem działań było wyjaśnienie przyczyn wydania wyroków w sprawach dotyczących Marcina P., a także możliwości prowadzenia przez niego działalności gospodarczej i pełnienia funkcji w zarządach i radach nadzorczych osób prawnych. "Obszerna informacja udzielona w niniejszej sprawie pozwoliła na wyjaśnienie wszystkich wątpliwości, które pojawiły się po ujawnieniu afery Amber Gold" - podkreślił Ślepokura. Wskazał, iż minister sprawiedliwości, jak każdy inny podmiot, ma ustawowe uprawnienie do zapoznania się z prawomocnie zakończonymi sprawami sądowymi na podstawie ustawy z dnia 6 września 2001 r. o dostępie do informacji publicznej. "Zasadne było więc udostępnienie zakończonych spraw ministrowi, który w ten sposób realizował uprawnienie każdego zainteresowanego obywatela do informacji publicznej" - dodał Ślepokura. Podkreślił, że po zapoznaniu się z aktami, Gowin przekazał stosowną informację opinii publicznej. W końcu września rzecznik SLD Dariusz Joński informował, że Sojusz wystąpił na drogę prawną, aby "pokazać opinii publicznej oraz premierowi Donaldowi Tuskowi, że mogło dojść do złamania prawa oraz przekroczenia uprawnień przez ministra konstytucyjnego". Chodzi o zwrócenie się Gowina do gdańskiego sądu o przekazanie akt sprawy dotyczącej szefa Amber Gold Marcina P. Zdaniem części prawników minister i prezes gdańskiego sądu apelacyjnego, który udostępnił mu te akta, złamali aktualnie obowiązującą ustawę o ustroju sądów powszechnych. Do kwestii odniosła się też we wrześniu Krajowa Rada Sądownictwa. "W trybie zewnętrznego nadzoru administracyjnego ustawa nie zawiera upoważnienia dla ministra do żądania przesyłania mu akt sądowych" - oceniła Rada. Sam minister podkreślał, że ma prawo wglądu w akta. Wskazuje, że kwestię dostępu ministra do akt reguluje regulamin urzędowania sądów powszechnych, który ostatnio był modyfikowany w bieżącym roku. "Gdyby pozbawić ministra dostępu do akt sądowych, to nie mógłby sprawować nadzoru nad sprawnością postępowań, a także występować o wszczęcie postępowania dyscyplinarnego" - wskazywał Gowin.