Gowin, pytany w poniedziałek przez dziennikarzy o sprawę, podkreślał, że sędzia Tuleya wydał "adekwatny wyrok do przestępstw". - Natomiast w uzasadnieniu poszedł niewątpliwie o krok za daleko, dał się ponieść emocjom. Myślę, że dzisiaj sam ma tę świadomość. Jego decyzja o wstrzymaniu się od dalszego komentowania w tej sprawie chyba o tym świadczy i to, w mojej ocenie, jest słuszna decyzja - mówił minister. Jak podkreślił, "tylko pan sędzia Tuleya ma dostęp do akt i tylko on dzisiaj może oceniać, czy i od kiedy istniały podstawy do skierowania sprawy do prokuratury". Zastrzegł, że jako minister sprawiedliwości "nie powinien w żaden sposób w tę sprawę ingerować". - To jest kwestia poczucia roztropności samego sędziego Tulei i jego przełożonych sędziów, natomiast ja mogę powiedzieć, że mój ojciec siedział w więzieniu stalinowskim i ja dobrze wiem, na czym polegają metody stalinowskie, i uważam wypowiedź pana sędziego, tę wypowiedź, za wysoko niestosowną. Jeżeli pan sędzia Tuleya uważa, że doszło tam do rzeczywiście tak daleko idącego naruszenia prawa, że aż porównanie do czasów totalitaryzmu jest adekwatne, to rzeczywiście powinien złożyć doniesienie do prokuratury - mówił Gowin. "Nie dopuścił się żadnego rażącego uchybienia" Według niego dla autorytetu wymiaru sprawiedliwości jest lepiej, gdy sędziowie "powstrzymują się od takich publicystycznych uogólnień, zwłaszcza tak drastycznych jak porównywanie demokratycznej Polski z czasami stalinowskimi". Pytany, czy wobec sędziego powinno się wyciągnąć konsekwencje dyscyplinarne, Gowin odparł, że jest to kwestia do wyłącznej oceny jego przełożonych. - W mojej ocenie nie dopuścił się on żadnego rażącego uchybienia, aczkolwiek jego słowa uważam za nieroztropne - powiedział. - Nie jest wykluczone, że osoby były poddawane przesłuchaniom takimi metodami, podkreślam, że nie są to metody stalinowskie, ale są to metody - o ile je sędzia Tuleya prawidłowo scharakteryzował - jednak niemieszczące się w granicach, standardach państwa prawa. Niewykluczone, że takie osoby mogą skarżyć polskie państwo przed Trybunałem w Strasburgu, chociaż nie ukrywam, że wolałbym, żeby do tego nie doszło - dodał minister. Jak mówił, niezawisłość sędziowska ma swoją cenę. - Tą ceną jest pewna powściągliwość w formułowaniu opinii, uczestniczeniu w debatach publicznych, w tym zwłaszcza w aktywności, we wstrzymywaniu się od nadmiernej aktywności medialnej. Ja ma wrażenie, że tutaj sędzia poszedł za daleko, zachował się nie do końca roztropnie. Sądzę też na podstawie dzisiejszej jego decyzji, że postanowił z tej drogi zawrócić. Nikt z nas nie ma dostępu do tych szczegółów, do którym ma dostęp sam pan sędzia, w związku z tym w tej sprawie możemy w pełni mu zaufać - ocenił Gowin.