Wyrok, który zapadł w środę przed Sądem Okręgowym w Warszawie jest nieprawomocny. Polityk już zapowiedział, że będzie się od niego odwoływał. - Sentencja narusza zasady wolności słowa - ocenił po wyroku w rozmowie z dziennikarzami. W wywiadzie dla "Dziennika" w lipcu 2007 r. , ówczesny senator PO, powiedział: "Pamiętam, jak wiele lat temu za poparcie idei lustracji zostałem przez Michnika nazwany faszystą". Oceniał też, że dowodzi to oderwania środowiska "GW" od rzeczywistości. , który twierdzi, że nigdy nie wypowiedział takich słów, wytoczył Gowinowi proces o naruszenie dóbr osobistych. Za podanie nieprawdy i narażenie jego wizerunku jako redaktora żądał przeprosin i 10 tys. zł na cel społeczny. Proces zaczął się 21 marca. Michnik mówił wtedy, że wypowiedź Gowina podważyła jego wiarygodność, bo sugerowała m.in., że rzeczowe argumenty zastępuje w dyskusji wyzwiskami. Sąd zrezygnował wówczas z przesłuchiwania Gowina, uznając jego nieobecność za nieusprawiedliwioną. Polityk nie stawił się powołując na "potrzebę uczestniczenia w liturgii Wielkiego Piątku". Wyrok miał zapaść 4 kwietnia. Sąd zdecydował wtedy jednak o ponownym otworzeniu przewodu sądowego argumentując, że wydanie wyroku bez wysłuchania Gowina, mogłoby stać się powodem do ewentualnej apelacji. Termin rozprawy wyznaczono na 23 kwietnia. W środę Gowin powiedział, że pamięta, iż Michnik nazwał go faszystą podczas debaty w miesięczniku "Znak", pod koniec lat 90. Przyznał jednocześnie, że w opublikowanym zapisie z niej nie ma takich słów. Jego zdaniem, Michnik użył porównania z faszyzmem, a następnie - w ramach autoryzacji tekstu - zmienił określenie na apartheid. - Przed wywiadem nie sięgałem do zapisów z debaty, ale opierałem się na własnej pamięci, która w tym wypadku nie może się mylić - powiedział Gowin. - Zresztą, nie widzę istotnej różnicy między określeniem faszyzm i apartheid. W wielu podręcznikach doktryn politycznych apartheid przedstawiany jest jako jedna z postaci szeroko rozumianej ideologii faszyzmu - dodał.