- Konwencja jest podatna na bardzo różne interpretacje, których ostateczny kształt nie będzie zależny od polskiego rządu i parlamentu - zaznaczył szef resortu sprawiedliwości. Obecna na posiedzeniu pełnomocniczka rządu ds. równego traktowania Agnieszka Kozłowska-Rajewicz ripostowała, że "wartość dodana konwencji jest oczywista". - Chodzi o zapobieganie przemocy wobec kobiet, czyli o coś, czego nie ma w dostatecznym stopniu w polskim prawie, praktyce i polityce - zaznaczyła. Parlamentarna grupa kobiet zorganizowała we wtorek dyskusję między szefem resortu sprawiedliwości a pełnomocniczką rządu ds. równego traktowania. To właśnie między tymi ministrami zarysował się w ostatnich miesiącach spór na temat potrzeby szybkiej ratyfikacji konwencji. W końcu maja sprawą konwencji zajmował się rząd. Ministrowie zdecydowali, żeby przed decyzją o podpisaniu dokumentu przez kilka tygodni dać sobie czas na przygotowanie analiz oraz opinii ekspertów. Do sporządzenia analizy poza pełnomocnikiem ds. równego traktowania wyznaczonych zostało także trzech innych ministrów: sprawiedliwości, spraw zagranicznych i pracy. "Tym co nas łączy, jest..." - Tym co nas łączy, jest przekonanie, że należy w sposób bezwzględny zwalczać tak odrażające zjawisko, jak wszelkie formy przemocy (...) polskie prawo w 99 proc. wyprzedza konwencję i przewiduje wszystkie rozwiązania przez nią postulowane - mówił Gowin. Jak dodał - w ocenie MS - konwencja ogranicza suwerenność sygnatariuszy, bo "na straży interpretacji zapisów konwencji ma stać specjalnie powołane międzynarodowe ciało". Z kolei Igor Dzialuk z Ministerstwa Sprawiedliwości dodał, że "ze względu na niejasność standardów" określanych przez konwencję trzeba przemyśleć jej ratyfikację. - Konwencja jest otwarta do podpisu od ponad roku, na razie ratyfikowała ją tylko Turcja. Należałoby więc raczej obserwować rozwój sytuacji, a nie skakać w niepewne - zaznaczył. Kozłowska-Rajewicz wskazała natomiast, że Polska jest krajem suwerennym i dlatego - jej zdaniem - żaden organ upoważniony do oceny postępów wdrażania konwencji nie będzie narzucał interpretacji prawa w naszym kraju. - Gdyby były wątpliwości, to przecież możemy do artykułów, o które się boimy, że mogą być inaczej interpretowane, zgłosić noty interpretacyjne. Tak robiliśmy w przypadkach innych konwencji - wskazała. "Oczekujemy miarodajnych ekspertyz" Większość posłanek z parlamentarnej grupy kobiet zwracała uwagę w dyskusji na konieczność ratyfikacji dokumentu. Jednak zdaniem Lidii Staroń i Julii Pitery (obie PO) do tej pory uzyskanie opinie prawne rozbieżnie interpretują wiele szczegółowych zapisów konwencji. - Oczekujemy miarodajnych ekspertyz i opinii, aby decyzje podejmować świadomie - mówiła Staroń. Konwencja Rady Europy ma chronić kobiety przed wszelkimi formami przemocy oraz dyskryminacji. Nakłada na państwa strony takie obowiązki, jak: zapewnienie oficjalnej infolinii działającej 24 godziny na dobę dla ofiar przemocy oraz portalu z informacjami, a także odpowiedniej liczby schronisk oraz ośrodków wsparcia; przygotowanie procedur przesłuchań policyjnych chroniących przed wtórną wiktymizacją; monitorowanie, zbieranie danych na temat przestępstw z uwzględnieniem płci; prowadzenie akcji informacyjnych w zakresie przeciwdziałania przemocy wobec kobiet, w tym szkoleń i informacji dla chłopców i mężczyzn. Dotychczas Konwencję podpisało 21 państw Rady Europy - 19 w 2011 r. m.in. Niemcy, Francja, Austria, Słowacja, Słowenia, Hiszpania, Portugalia, Finlandia, Szwecja, Norwegia, a ostatnio - Malta i Wielka Brytania. Konwencję ratyfikowało do tej pory jedno państwo - Turcja.