Premier spotkał się w poniedziałek dwukrotnie z ministrem sprawiedliwości. Po południu poinformował, że Gowin pozostanie w rządzie. Premier powiedział, że potrzebował czasu na zastanowienie się, czy mogą z Gowinem ułożyć relacje tak, aby dalej współpracować. "Minister Gowin dzisiaj przekonał mnie, że to jeszcze jest możliwe, tak że pozostanie na stanowisku" - oświadczył premier. Poniedziałkowe rozmowy były wynikiem zaostrzenia się w ostatnim czasie relacji Tusk-Gowin na tle kwestii związków partnerskich. Gowin, uważany za lidera konserwatywnej grupy w Platformie, oceniał że projekty regulujące tę kwestię - w tym przygotowany w klubie PO - którymi w styczniu zajął się Sejm, były niekonstytucyjne. Minister sprawiedliwości znalazł się wśród ponad 40 posłów Platformy, którzy zagłosowali wówczas za odrzuceniem tych projektów. "Spodziewałem się, że premier nie odwoła Gowina z rządu. Jestem też przekonany, że można wypracować w ramach PO projekt dotyczący par nieformalnych, który nie budziłby zastrzeżeń konstytucyjnych" - powiedział PAP jeden z konserwatystów w PO Jacek Żalek. Szerzej sprawy komentować nie chciał. Inny polityk z konserwatywnej grupy w PO John Godson powiedział PAP, że liczy na to, że decyzja Tuska o pozostawieniu Gowina w rządzie wyciszy konflikty światopoglądowe w Platformie. "Cieszę się, że się dogadali. Nie byłoby dobrze, również dla partii, gdyby Gowin został odwołany za - z punktu widzenia premiera - nielojalność, ale z własnego punktu widzenia - za poglądy. Decyzję premiera odbieram bardzo pozytywnie. Jarosław Gowin ma jeszcze wiele do zrobienia na stanowisku ministra sprawiedliwości" - zaznaczył Godson. Z kolei wiceszefowa klubu PO Małgorzata Kidawa-Błońska oceniła w rozmowie z PAP, że Jarosław Gowin podporządkował się oczekiwaniom premiera. "To bardzo dobrze, że ta sprawa została zamknięta. Pokazano, że w Platformie potrafimy rozwiązać większość sytuacji rozmawiając i dyskutując. Premier wyraźnie powiedział, czego oczekuje, a minister Gowin się temu podporządkował. Jeżeli się na coś umawiają, to myślę, że dotrzymają słowa. Tym bardziej, że Gowin deklaruje, iż chce być w Platformie" - powiedziała Kidawa-Błońska. Niektórzy politycy PO z frakcji konserwatywnej nie chcą oficjalnie komentować decyzji premiera. W nieoficjalnych rozmowach podkreślają jednak, że premier dymisjonując teraz Gowina zrobiłby z niego "bohatera i męczennika". "Byłby to pierwszy minister odwołany za poglądy, nieprawdopodobnie urósłby w siłę" - ocenił jeden z rozmówców PAP. Co nie oznacza - podkreślił inny polityk PO - że Gowin może spać spokojnie. "Premier raczej będzie chciał go zdymisjonować, ale zrobi to w ramach dużej rekonstrukcji w rządzie. Wtedy Gowin nie urośnie na bohatera, tylko będzie zwykłym odwołanym ministrem - odwołanym nie za poglądy, ale za to, że się nie sprawdził, a to nie zbuduje mu sympatii; trudniej mu też wówczas będzie wejść w rolę lidera wewnętrznej opozycji" - mówią źródła PAP w PO. W ocenie rozmówców PAP, długi okres "zawieszenia", kiedy premier nie deklarował jasno, co stanie się z Gowinem, mógł być obliczony na to, aby to sam minister podał się do dymisji. "Ale gdyby Gowin tak zrobił, świadczyłoby to, że nie jest dojrzałym politykiem. To jest męska gra. Jak ktoś mi podstawi nogę, to nie oznacza, że mam domagać się zdjęcia z boiska" - powiedział PAP jeden z polityków PO. Z kolei według innego rozmówcy PAP ze skrzydła konserwatywnego PO, konflikt z Gowinem był premierowi potrzebny, aby "zneutralizować Grzegorza Schetynę". "Premier zachowuje się, jakby Schetyna nie istniał. A dodatkowo budowaniem aury konfliktu wokół Gowina zneutralizował aspiracje Schetyny na kierowanie Platformą" - uważa rozmówca PAP.