Teraz czekają na odpowiedź prokuratury. Wówczas zdecydują, czy zażądają badania zwłok. "Mijają trzy miesiące od tragedii pod Smoleńskiem, a my dalej nie wiemy nic. Nie mamy dostępu do miejsca katastrofy, do materiałów źródłowych ani czarnych skrzynek" - mówi "Rz" mecenas Małgorzata Wassermann, córka posła Zbigniewa Wassermanna (PiS), który zginął w katastrofie prezydenckiego samolotu 10 kwietnia pod Smoleńskiem. "Słowa o współpracy ze stroną rosyjską odbieramy jako farsę" - dodaje. "Będziemy się domagali przeprowadzenia ekshumacji, jeśli się okaże, że na miejscu nie były wykonane sekcje zwłok, albo w razie wątpliwości co do ich rzetelności" - mówi Wassermann. Na te pytania rodziny wciąż nie doczekały się odpowiedzi od polskiej prokuratury. "Rzeczpospolitej" wczoraj także nie udało się dowiedzieć od śledczych, czy sekcje w ogóle przeprowadzono. Nie tylko rodziny ofiar narzekają na brak informacji. Choć okoliczności tragedii badają i prokuratura rosyjska, i polska Wojskowa Prokuratura Okręgowa, nasi śledczy o "rosyjskie" materiały z postępowania muszą występować w ramach pomocy prawnej i dotąd otrzymali niewiele: 1300 stron akt, kopię nagrań rozmów z czarnych skrzynek i stenogramy rozmów z kokpitu. W dodatku stenogramy wzbudziły wątpliwości, bo brak w nich kilkunastu minut nagrań. Bliscy ofiar katastrofy uważają, że to strzępy informacji. Więcej na ten temat - w dzisiejszej "Rzeczpospolitej".