Rokita ogłosił w piątek w TVN24, że rezygnuje z działalności publicznej w najbliższym czasie i nie zamierza ubiegać się o mandat parlamentarny w najbliższych wyborach. Jak mówił, decyzja ta ma związek z mianowaniem tego dnia jego żony Nelly doradcą prezydenta ds. kobiet. Rokita powiedział, że zostaje w PO i w wyborach zagłosuje na to ugrupowanie. - Żałuję, że Jan Rokita został zmuszony do takich działań brutalnością Donalda Tuska - powiedział Gosiewski. - Ten człowiek jest dziś niszczony, bo jest przeszkodą dla sojuszu Platformy Obywatelskiej z Lewicą i Demokratami - uważa wicepremier. W jego ocenie, "likwidacja Jana Rokity na listach ma służyć temu, by Donald Tusk mógł zawrzeć koalicję z LiD, a Rokita by się na to nie zgodził". Według Gosiewskiego, sytuacja w Platformie oznacza rezygnację PO ze skrzydła konserwatywnego. - Donald Tusk chce mieć możliwość zawarcia Sojuszu z LiD - podkreślił wicepremier. - Sprawa jest głębsza - powiedział Gosiewski, pytany o wypowiedź Rokity, że to objęcie przez jego żonę funkcji doradcy prezydenta ds. kobiet było głównym powodem jego rezygnacji z kandydowania. Według wicepremiera, było to "kropką nad i". - Rokita i jego ludzie byli marginalizowani na listach - uważa Gosiewski. Rokicie nie podobał się kształt krakowskiej listy wyborczej; polityk mówił nawet, że wystartuje nie do Sejmu, a do Senatu i to jako kandydat niezależny. Zarząd Platformy, który w piątek zajmował się listami nie podjął jeszcze ostatecznej decyzji w sprawie list. Nieoficjalnie wiadomo jednak, że zarząd częściowo poszedł na rękę Rokicie: na liście do Senatu pojawił się Jarosław Gowin, listę do Sejmu otwierał Rokita, po nim na liście znaleźli się Jerzy Fedorowicz i Liliana Sonik. Sam Rokita mówił w piątek wieczorem w TVN24, że listy nie były "zasadniczym" powodem jego decyzji.