Jak donosi "Dziennik", niezatrzymywany przez nikogo polityk wszedł do studia... przepraszając za spóźnienie. "O, pan Gosiewski, zapraszamy" - przywitała ministra zaskoczona dziennikarka. "Przepraszam, chyba zostałem źle poinformowany" - odparował Gosiewski i zawrócił. Nie reagując na prośby dziennikarzy, odjechał spod siedziby radia. "Ciekawe, kto teraz przyjdzie, może Andrzej Lepper" - żartowała Olejnik., która - jak informuje "Dziennik", już do końca audycji nie mogła opanować śmiechu. Godzinę później Gosiewski tłumaczył się podobno Monice Olejnik z niezapowiedzianej wizyty, twierdząc, że "w jego biurze kilka osób ma urlop, więc zamiast do radiowej 'Trójki' skierowano go do radia Zet". Biuro prasowe PiS twierdzi z kolei, że zamieszanie wywołały dwa różne terminarze - jeden znajduje się w biurze i tam figurowała "Trójka", drugi - w sekretariacie i w nim była "Zetka". "Dziennik" zaznacza, że przez całe zamieszanie problem miała także dziennikarka "Trójki" Beata Michniewicz, bo do jej audycji Gosiewski spóźnił się... 10 minut. - Gosiewski pewnie wierzy, że jest potrzebny wszędzie - skomentował zajście Jerzy Szmajdziński.