Mamy i córki robiuły rozmaite ozdóbki na drzywko, łańcuchy ze słąmy i bibuły, sukięnki lo Janiołków, spodnice lo Anielic, lalki, kosycki i rozmaite cudności. Zaś kawalyrka i starse skolnioki ryktowali gwiozde, turąnia abo sopkę, i muzykę na kolęde. Przez cały Jęnwięt kto móg, rano wcas, zospy nie zospy, gnoł do kościoła na Rorotki Woznym znakięm bliskości śfiąnt beł organista i gruborz. Oni śli od chałpy do chałpy. Gruborz nosił kuferecek z opłatkami, zaś organista je wydawoł i zbiyroł piniądze. Ale grubarzowi tys się dawało, bo tak wypodało. Tego przygotowanio beło sporo przed tymi Godnymi śfiyntami. U bogatsyk gazdów bili wieprzki, robili kiski, salsesony, kiołbasy, i wędzonki.. Wędzili to w susarniak na polu .Pochniało syroko i daleko. Zazwycoj, kto biuł wieprzka to się troski dzieluł z noblizsymi sąsiadami, kawołecek spyrki i kiseckę. Zaś krześnikowi cy krześnicy dawoł kiołbaskę. Przed samymi śfiyntami po wsi chodziuło telo dziadów co niemiara. To tacy biydni, kulawi, niemowy, obtargani. Taki jak wsed do chałpy, kfoluł Boga jak umioł, klękoł przy progu i odmowioł pociyrz na głos, coby syscy słyseli. Oni zyli tym, co uprosili u ludzi. Przed śfiyntami gaździne, choć casem mało miały, to z biydniejsymi się dzieluły. No i nareście przisła Wilijo. Obiod nastawiali od rana. Zimnioki gotowało się tak, ze jak się jesce nie rozpiyrzały, gorcek wywracało się do góry dnem, kładło się na gorący blase, przykrywke się wyjmowało i tak się dopiykały. Jadło się je z polywkom ze susek. Zaś kapusta z okrągłym grochęm, korpiele z mlykięm, krupy z grochęm piechotnym, piyrogi z grzybami, krupy ze śliwkami. Syćko jedzenie beło postne. Jak do cego pasowało to maścili olejęm lnianym. ( Jak kto mioł ). Do obiadu stół beł nakryty biołym obrusęm, na nim przetak, a w nim po gorztecce, syćkik gatunków zbozo, na zboze sianko przykryte bieluśkim obrusikięm. Na nim kładli chlyb i opłatki. Jak zablysła piyrso gwiozdka na niebie, syscy stajali kole stołu i tata abo mama zacynali pociyrz: Ojce nas, Zdrowaś Maryjo i Kwała Ojcu. Po tym tata rozdawoł kozdemu opłatek, i sie nim łomali i składali se zycenia. Po zyceniak kozden dostajoł krąmkę chleba, i na nią kłod reśte opłatka, a mama stawiała miskę z kapustą z grochęm i syscy jedli z jedne miski. I tak jedna worzo za drugom, as se dojedli po usy. Po obiedzie syscy siedzieli przy stole i kolędowali. Zacynało się od Śród nocne cisy, Dzisiaj w Betlejem, Bóg się rodzi, Gloria, gloria in exelsis i jesce inkse. Jak prześpiywali kielka kolęd, no to mycie gorków, z tym, ze wodę z mycio gorków po obiedzie we Wiliją zanosiuło się krowom do picio, coby dobrze się chowały i duzo mlyka dawały. No i końcenie strojenio drzywka. Małe dziecka sły spać, dziouchy wylatywały na pole i słuchały, z które strony pies zasceko, to z te strony spodziewały się podłaźnika. Z opłatków co dostały od obiadu robili ś w i a t i wiysali w izdebce u stragarza. W nocy, kto ino móg i mioł w cym, sed na Pastyrkę. Ludzie śli z pobożności, coby pokłonić się Jezusowi narodzonymu. Ale trafiali sie i figlorze. Zomias się modlić, despetowali, do kropielnice w babięńcu dolywali atramentu, abo sypali sadzy. Choć ta przy świycak, ale widać beło, ze ludzie coła mają umurcane. Po przyjściu z kościoła przynosiuło się źródlane wody, wrzucało się śrybnygo piniądza i rano myło się w ni. Mialo to bronić przed chorobami, przez caluśki rok.. Piyrsy dzięń Swiont, beł barz sanowany. Sło się ino do kościoła, ryktowało jedzenie i naposało zywiznę. W tym dniu nawet się izby nie zamiatało, dopiyro w św. Scepona i śnieci wynosiuło się na pole na pszęnicę, coby się je nie chyciuł grzybek zwany ś n i e c i ą . W odwiydziny tys się nie sło. W Boze Narodzenie zoden gazda po połedniu nimóg se legnąć, bo jakby se lyg, to w lecie syćko zboze by mu wyległo. W św. Scepona po sumie ksiądz. święciuł owies. Domiysywało się go do owsa co beł na wiosne do siywki. Zaś trochu się go brało do kiesęnie, jak się sło w odwiydziny. Jak się wesło do izby, pokwoluło Boga,.sypnąło się owsęm po izbie i po ludziak, przy tym się składało zycenia: Na scynście, na zdrowie, na tęn Nowy Rok, niekze się wom rodzi psenicka, zytko, kapusta i groch. Niekze się wom darzą cielicki jak w lesie jedlicki. W kozdym kątku po dzieciątku a na piecu troje. Tak to Boze daj! Z tym, ze te zycenia bywały długie. Po śfiętak rusali po wsi kolędnicy. Jedni z gwiozdom, drudzy ze zydęm i turąnięm. Byli tys tacy, co chodzili ze zywom sopkom. Jak przychodzili pod okna, to jeden z nik oręndowoł: ",Prziśli my tu po kolędzie, niek wom za przykro nie bydzie. A cy bydzie, cy nie bydzie, kolędować wolno wsędzie. Pon Jezus się rodziuł, po kolędzie chodziuł, więc my ludzie grzyśni, po kolędzie przyśli. Zacynojcie bracio. Zacynano grać i śpiywać kolędy i pastorołki. Pomiędzy tymi kolędami jeden składoł dalse zycenia, a beło ik sporo, zeby się gospodarz przechodził pomiędzy kopecki jak miesiącek pomiędzy gwiozdecki. Tak to Boze daj!. Na odchodne śpiywali: "Wiwat, wiwat jus idziemy, za kolędę dziękujemy, przez Narodzenie Jezusa, bedzie w niebie wasa dusa królowała" Koledniki z muzykom, nojmili byli widziani w tyk chałpak, gdzie córki beły na wydaniu. Zaprosali ik do środka, gościna, muzyka, tońce, nieraz do biołygo rana. Na koniec beło jesce obkolędowanie gaździne, gazdy i syckik dorosłyk. Muzykantów beło trzek abo śtyrek, dwoje skrzypiec,i basy a casęm klarnyt i heligonka. Gazdowie mieli se straśnie w zocy, jak ik kolędniki odwiydzali. Dyć to downy i piekny zwycoj i telo tyk zyceń: zdrowio i scęścio, w kumorze i oborze, i w polu, a po śmierci Królestwa Niebieskigo. Trza jesce spomnieć, ze nojwięcy zgiołku i harnasu robiuł dioboł i turąń. Turąń bód i kopoł, na głowie mioł skórę z jeza to niąm kuł. Zyd trzymoł go na powrózku, zakwoloł gaździe jaki to potulny zwiyrz. Turąń jesce bardzi dodziwioł. Zyd proł go workiem. We worku beły pudołka z pasty i popiół, to w izbie ino się kurzyło. Zaś dioboł skokoł i zdiwioł z dzieckami, dziouchom widłami podnosiuł spodnice. Śmichu, kwiku, co niemiara. Chodzili tys kolędniki ze sopkom i lalkami. Kolędowali pod oknami, a jak puścili ik do środka, odgrywali josełka. No i jesce chodzili Trzej Królowie. Zaś we wiliją przed Nowym Rokiem chodziuły "Nowolecięta" to beły skolne dziecka, kolędowały i składały zycenia pod oknami i zawse ta dostały - jak nie kawołecek kołoca to porę grosy abo jojko. Aze dziecek w naskik stronak nie brakowało, to nowolecięta podchodziuly pod okno jedne za drugimi. W cały wsi słychać beło ino kolędowanie. Zaś nojwoźniejse kolędniki to ksiądz, organista i kościelny. Na ik przyjęcie ryktowali się w bogatsyk chałpak jak mogli nojlepi, zeby ik pocęstować. Ale we syćkik ik wyglądali, nieraz i do pónocy. Mniejse dziecka ucyli przezegnać sie i pociorka, bo ksiądz nim doł obrozka to się pytoł cy dziecko co umiy. Organista na drzwiak pisoł krydąm K + M + B cyli imiona trzek Króli, Kasper, Melchyjor i Baltazar. Ksiądz odmowioł modlitwę i kropiuł święconą wodą, cyli udziyloł błogosławieństwa lo rodziny, chałpy i dobytku, ale ino na rok. Po błogosławieństwie ksiądz dawoł syćkim do pocałowanio Pasyjkę, a organista zacynoł kolędę. Jak gospodorz beł chytry i za mało dawoł, to zacynoł: "Ach ubogi złobie". Jak w ty chałpie beła biyda to spiywoł: "Mizerno cicho,stajenko licho". Jak podrostki abo dziouchy bely lenie, to śpiywoł "Wstajcie pastyrze, Bóg się nom rodzi, cymprędzy się wybiyrojcie". Jak chałpę trza belo ryktować, a gazda zwlykoł, to im pokazywoł św. Józefa i śpiywoł: Józefie stareńki, daj z ognia fajerki, grzoć Dziecinę, sąm co prędzy podpiyroj stajęnki. Jak gdziesi pochniało obiadęm abo wiecerzą, to śpiywoł: Mesyjos przysed na świat prowdziwy. W noblizsą niedzielę pytały się chłopy po sumie, co tys ta u wos śpiywoł organista i cęsto godały: mioł racyją, dobrze wom zaśpiywoł. Ksiądz wyjmowoł obrozki, ale nim rozdoł dzieckom to ik przepytoł. Zagwarzył z ojcami, jak ta zdrowie?. Dorosłyk dziecek się pytoł, kiedy przyjdą na pocierze,? Na odchodnym tata księdzu, organiście i kościelnęmu ta cosi wsunęli do kiesęnie. Jak ta kogo beło stać. Nojcęsci na to trza beło szpedać kurę, abo porzycyć. Przez Jęnwięt ludzie wyglądali tyk śfiąt. Jak przysły, barz ciesyli się z narodzenio Pana Jezusa. Bo Jezus lo naskie radości stoł się cłowiekiem, coby nom pokozać drógę do prawdziwe radości, cyli do nieba. Ojce prowadzili dziecka do sopki w kościele. Ciesyli się, ze aniołowie nojpiyrwy dali znać o tym biydnym ludziom pastuskom. I jesce jedna radoś: we śfięta mozno se beło lepi pojeś. Wesołyk Świąt. Pasiyrbiec 2008 Auto: Stanisław Ptaszek Pasierbiec koło Limanowej