Główny oskarżony przyszedł na rozprawę pijany
Nie powiodła się kolejna - czwarta już - próba rozpoczęcia procesu śląskiej mafii paliwowej. Do katowickiego sądu po raz kolejny nie przyszli obrońcy jednego z oskarżonych Andrzeja Dolniaka, ten nie zgodził się na prowadzenie rozprawy bez adwokata.
Sąd wymierzył obrońcom Dolniaka po 5 tys. zł kary. Ukarany został też główny oskarżony Henryk Musialski, który przyszedł do sądu pijany. Trafił za to na siedem dni do aresztu. Kolejną próbę rozpoczęcia procesu sąd podejmie za tydzień. Wtedy Musialski ma być doprowadzony na rozprawę przez policję.
Musialski został zatrzymany przez policjantów kiedy wchodził do sądu. Po doprowadzeniu go na salę rozpraw sędzia Gwidon Jaworski odczytał protokół z badania trzeźwości. Alkomat za pierwszym razem wskazał 1,57, za drugim 1,63 promila.
- Nie wiem co mam powiedzieć - oświadczył oskarżony. Po chwili dodał, że po koncercie zespołu Dżem w Siemianowicach pił do trzeciej nad ranem alkohol z kolegami.
Mimo deklaracji obrony, że Musialski nie będzie zakłócał rozprawy, sędzia Jaworski nakazał policjantom doprowadzenie go do aresztu. - W ocenie sądu, oskarżony w sposób rażący naruszył powagę sądu i porządek czynności sądowych stawiając się na rozprawę w stanie nietrzeźwości - podkreślił sędzia Jaworski. Wyjaśnił, że bezzasadne byłoby karanie Musialskiego grzywną w sytuacji, kiedy nie ma on żadnych źródeł utrzymania.
Proces i tak nie mógłby ruszyć, bo do sądu po raz kolejny nie przyszli obrońcy Andrzeja Dolniaka. Wedle oświadczenia oskarżonego, we wtorek do sądu miał przyjść jeden z jego obrońców, ale zasłabł. Sędzia Jaworski poinformował, że do sądu nie wpłynęła żadna informacja na ten temat.
Nieobecność obrońców sąd uznał za nieusprawiedliwioną. Sędzia wskazał, że adwokaci nie ustalili zasad wzajemnego zastępowania się w procesie, pozbawiając w ten sposób Dolniaka prawa do obrony. Na posiedzeniu organizacyjnym sąd zobowiązał strony do ustalenia zasad zastępowania się na rozprawach - podkreślił Jaworski.
Proces miał ruszyć już miesiąc temu. Na ostatnią rozprawę też nie przyszli adwokaci Dolniaka, ten wówczas także nie zgodził się na rozpoczęcie procesu bez obrońców. Nieobecność adwokata była też powodem odroczenia pierwszego wyznaczonego przez sąd terminu. Na kolejnym nie udało się odczytać aktu oskarżenia, bo Dolniak złożył wniosek o wyłączenie z prowadzenia procesu katowickich sędziów.
Dolniak - który sam na co dzień jest adwokatem - pytany przez dziennikarzy czy na następną rozprawę przyjdą jego obrońcy, odpowiedział, że "nie ma żadnego wpływu na decyzję Opatrzności". Oświadczył, że nie zamierza zmieniać obrońców, bo darzy ich pełnym zaufaniem i "wypełniają swoje obowiązki tak jak potrafią najlepiej". Decyzję o ukaraniu ich karą porządkową uznał za bezzasadną.
Dolniak mówił, że korzysta ze swoich uprawnień. Podkreślał, że kiedy oskarżeni w tej sprawie w tym on sam, spędzili po kilka lat w areszcie, "nikomu się nie spieszyło".
- Gdzie był sąd, gdzie był pośpiech, kiedy ludzie siedzieli w więzieniu. Wtedy należało się spieszyć, wyznaczać terminy rozpraw. (...) Chodzi o nic innego, jak tylko o media, żeby pokazać mediom, że sąd sprawnie sądzi, ale kiedy się stosuje areszt, kiedy się ludziom niszczy życie jakoś się nikomu nie spieszyło - powiedział.
Proces śląskiej mafii paliwowej to jedna z największych tego rodzaju spraw w kraju. W ciągu sześciu lat oskarżeni mieli oszukać Skarb Państwa na prawie 500 mln zł. Prokuratorskie postępowanie zostało zamknięte w kwietniu ub. roku, oskarżono wówczas 21 osób.
Według aktu oskarżenia grupa przestępcza kierowana przez Musialskiego stworzyła mechanizm nielegalnego obrotu paliwami oraz fikcyjnego obrotu nimi i fałszowania faktur. Jej członkom zarzucono też wyłudzenia podatkowe i pranie brudnych pieniędzy.
Pod koniec sierpnia Musialski, zwany śląskim baronem paliwowym, wyszedł z aresztu, w którym spędził blisko pięć lat. Obrońcy wielokrotnie krytykowali niemoc wymiaru sprawiedliwości, która nie pozwalała przez wiele miesięcy rozpocząć procesu. Adwokat głównego oskarżonego zaskarżył w Strasburgu przewlekłość postępowania. Podkreślił, że jego klient przyznał się do zarzutów i to dzięki jego wyjaśnieniom prokuratura poczyniła w śledztwie wiele ustaleń.
Wśród oskarżonych jest m.in. detektyw Krzysztof Rutkowski, który odpowiada za pranie brudnych pieniędzy i powoływanie się na wpływy w instytucjach państwowych. Zdaniem oskarżenia Rutkowski polecił pracownikom swego biura wystawienie faktur na 2,5 mln zł za fikcyjne usługi na rzecz firmy Musialskiego. Grozi mu, podobnie jak wielu innym oskarżonym, 15 lat więzienia.
Musialski, Dolniak i Rutkowski zgodzili się na podawanie w prasie pełnych nazwisk.
INTERIA.PL/PAP