"Mam nadzieję, że wirus do nas nie dotrze. Jesteśmy oczywiście przygotowani na każdą ewentualność" - powiedział Pinkas. Zaznaczył jednocześnie, że wielu Polaków podróżuje do Chin. "Mamy jednak zupełnie przyzwoicie zorganizowaną ochronę zdrowia. Oczywiście ona jest niedoskonała i wszyscy ją postponują, natomiast ja jestem przekonany, że w sytuacji kryzysowej wszyscy staną na wysokości zadania. Mamy zasoby i środki, mamy wyśmienicie wykształconych lekarzy i pielęgniarki, profesjonalistów medycznych, nowe oddziały zakaźne, oddziały intensywnej terapii, sprzęt, respiratory, ECMO (aparat do krążenia pozaustrojowego - PAP)" - wymieniał. Zwracał uwagę, że sytuacja w Chinach jest zupełnie inna z powodu dużej koncentracji osób zarażonych i coraz trudniejszego dostępu do opieki zdrowotnej. Pytany, czy warszawskie Lotnisko Chopina jest przygotowane na zagrożenia, podkreślił, że procedury w tym zakresie są dawno opracowane przez linie lotnicze, zarząd portu, graniczną inspekcję sanitarną oraz GIS. Zaznaczył, że najważniejsze jest, by podróżni sami kontrolowali stan swojego zdrowia. Ponadto już na pokładzie samolotu podróżny "jest poddany pewnej analizie", sprawdza się, czy nie ma podwyższonej temperatury. Podróżni wracający z Chin wypełniają specjalne formularze lokalizacyjne, a terminal, na którym lądują te samoloty, jest wydzielony. Pinkas powiedział, że pacjenci z podejrzeniem zainfekowania wirusem trafiają na szpitalny oddział zakaźny. Poinformował, że obecnie obserwacji jest poddawanych trzech studentów, którzy przebywali w Wuhanie. "Myślę, że mogę powiedzieć, że w Polsce nie mamy tego wirusa jeszcze. Być może go będziemy mieli, poradzimy sobie z nim. Będziemy prowadzić metody izolacyjne. Wiemy, jak mamy to leczyć, chociaż nie ma specyficznego leczenia - leczymy objawy" - powiedział. Dodał, że "pewnie więcej obywateli w Europie zginie z powodu grypy, na którą można się zaszczepić, niż z powodu koronawirusa". Według wtorkowych danych oficjalnych w Chinach liczba ofiar śmiertelnych nowego koronawirusa wzrosła do 106, a zarażenia potwierdzono u ponad 4 tys. osób. Zdecydowaną większość zgonów odnotowano w prowincji Hubei. Jak dotąd nie pojawiły się doniesienia o ofiarach śmiertelnych poza Chinami kontynentalnymi.(PAP)