Konrad Piasecki: Na panu, panie premierze, KOD-owsko-opozycyjny marsz zrobił jakieś wrażenie? Piotr Gliński: - Tak jak robi wrażenie każdy marsz opozycji. Ale przyzna pan - potężny, imponujący. - Duży marsz, choć wielokrotnie mniejszy niż marsze, które organizowała moja strona sceny politycznej. Czy wielokrotnie mniejszy to można by dyskutować, ale o liczbach już nie chciałbym toczyć sporu, bo te dyskusje są niekończące się. - Podyskutujmy - wielokrotnie mniejszy i jeszcze kompromitacja z tymi liczbami, zupełnie oczywista. A przede wszystkim hasło tego marszu zupełnie niezrozumiałe. Ale nie pomyślał pan, że skoro działania rządzących są w stanie wyprowadzić na ulicę tyle osób i zrodzić takie protesty, to może jednak rządzący gdzieś błądzą, w czymś się mylą, coś robią źle? - W normalniej demokracji to jest naturalne, że takie potężne - zresztą, jak pan zauważył, to jest cała opozycja. Jeżeli to jest i ZNP i partia liberalna Petru, Razem i PO - partia, która monopolizowała władzę przez wiele lat w Polsce - i wyprowadza tylko tyle osób, to taki sukces umiarkowany. Ale czy to jest tak, że takie marsze powinny - pańskim zdaniem - i będą wpływać na politykę rządzących czy rządzący będą je bagatelizować? - To jest oczywiste, że taki marsz wyraża opinię zmobilizowanej, wielotysięcznej publiczności i oczywiście każdy rządzący musi brać pod uwagę taką opinię... Autentycznie zaniepokojonej biegiem spraw kraju. - ...ale w takiej proporcji, jak to się należy. A należy się? Niewiele. - Należy się przede wszystkim, żeby realizować program, który uzyskał poparcie Polaków w wyborach. A dla pana to także, rozumiem, jest marsz postkomunistów, a przynajmniej przez postkomunistów prowadzony. - To jest symboliczne określenie, ja go używam, tak. Ale dlaczego pan wobec liderów opozycji... - Ludzie, którzy się wywodzą historycznie, trochę mentalnie, a także jeżeli chodzi o interesy. Ale kto się wywodzi? Grzegorz Schetyna działacz podziemia? Ryszard Petru rocznik '72? Kosiniak-Kamysz rocznik '81? - Grzegorz Schetyna przez wiele lat, będąc u władzy, realizował interesy grup postkomunistycznych w Polsce, to jest zupełnie oczywiste. Ale gdzie się wywodzi ze środowiska postkomunistycznego? I kto się wywodzi z tego środowiska? - Ja powiedziałem, po pierwsze, że to jest w cudzysłowie, że to jest takie określenie bardzo ogólne i określenie, które kilka rzeczy w sobie zawiera, jak powiedziałem. I kwestia interesów, i kwestia mentalności, i kwestię pochodzenia. Np. instytucjonalnego. Mówi pan o panu Kosiniaku-Kamyszu - to jest partia, która się wywodzi wprost z czasów PRL-owskich. Ona się wywodzi, ale wcześniej wywodziła się z mikołajczykowskiego PSL-u. - Niech pan się zapyta pana Kukiza, bo on na ten temat ma swoje zdanie. Nigdy ich nie nazywał nawet PSL-em tylko ZSL-em, bo oni się wywodzą z tej przystawki PZPR-owskiej. A gdzie postkomunistyczne korzenie Ryszarda Petru, panie premierze? - M.in. w tym, że on jest związany z szeroko pojętą grupą interesów postkomunistycznego biznesu, a także biznesu transformacyjnego. Te dwie grupy się połączyły. Nie ma pan oporów przed rozdawaniem takich łatek, mając w szeregach własnej partii np. pana posła Piotrowicza czy prezesa Jasińskiego? - Nie mam, zresztą, ja już wielokrotnie to tłumaczyłem w przestrzeni publicznej i pan pozwoli, że ja skończę. Ja nie mam pretensji do szeregowych członków PZPR-u, którzy byli w czasach PRL-u członkami PZPR-u. Ja uważam, że inaczej należy traktować ludzi, którzy robili w PRL-u kariery, którzy zbili w PRL-u majątek, albo też z czasów PRL-owskich wystartowali do tworzenia swojego majątku po '89 roku. Takie grupy niewątpliwie w Polsce wciąż są zwycięzcami transformacji. A ci, którzy byli w "Solidarności" to albo zostali wyprowadzeni z Polski, bo musieli wyemigrować, albo też -no niestety - nie należą do tych, którzy na transformacji Polski wygrali. Patrząc na wydarzenia dnia dzisiejszego, pan w swoim resorcie też wykrył jakieś grube nieprawidłowości? - Kilka nieprawidłowości takich, jeżeli chodzi o dyscyplinę finansową, to tak...Ale takich prokuratorskich raczej czy niefrasobliwościowych?- Co do jednej kwestii prosiłem, żeby sprawdzić czy to jest kwestia prokuratorska, bo to jest obowiązek. Chodzi głównie o takie nadużycia wynikające z przekraczania funduszu płac albo z umów śmieciowych. Ja mam np. 20 proc. urzędników na umowach cywilno-prawnych... Ale rozumiem, że to nie są jakieś takie fundamentalne w przypadku pańskiego resortu. - ...to jest nienormalne. Oczywiście, że tak. - To jest łamanie kodeksu pracy. Najprawdopodobniej już mamy pierwsze wyroki, bo osoby, które - nie tylko ze względu na zmianę polityczną - nie pracują w ministerstwie i idą do sądu pracy i wykazują, że były na umowach cywilno-prawnych, a faktycznie świadczyły pracę tak jak na etacie. To jest jednak sytuacja patologiczna, jeśli co piąty urzędnik ministerstwa jest zatrudniony na śmieciówkach. Będzie pan piętnował też dzisiaj z trybuny sejmowej takie rzeczy, jak np. dofinansowywanie teatru Krystyny Jandy? - Nie będę piętnował. To jest kwestia innego podejścia do przekazywania publicznych pieniędzy na prywatne przedsięwzięcia, bo teatr pani Jandy, mimo że ona słusznie... Bo ona mówi, że to nie prywatne, a fundacyjne przedsięwzięcie. Dla dobra kultury. - Nie, nie. Każdy wie, że fundacja czy stowarzyszenie z punktu widzenia prawa to jest przedsięwzięcie prywatne, natomiast cele, jakie realizuje, często są publiczne i to są dwie odrębne rzeczy, więc jest to prywatna instytucja. A był pan kiedyś w tym teatrze? - Tak, byłem, kilkakrotnie. Niezły teatr. - Ma renomę. Tam są różne przedstawienia. Ja się nie będę kłócił na temat poziomu. Powiedziałem, że to jest teatr, który ma swoją renomę, ale nie ma powodu, żeby był w takiej skali finansowany, gdy np. kabaret Jana Pietrzaka w życiu nie dostał złotówki publicznej od Platformy Obywatelskiej. Albo że pan Rewiński, który jest znanym aktorem i kabareciarzem, też na swoje przedsięwzięcia z kasy publicznej przez całe lata nie dostał ani złotówki, więc może trzeba bardziej sprawiedliwie te pieniądze rozdzielać. Czyli bardziej kabaret Pietrzaka niż teatr Krystyny Jandy? - Jedno i drugie, ale w odpowiednich proporcjach. Czy panu się nie podoba sama idea Muzeum II Wojny Światowej, tworzona przez ostatnie lata i miesiące, czy raczej osoba jego dyrektora? - Zależy, o jakiej idei mówimy. Mnie się na pewno nie podoba to, że w sytuacji, kiedy przez 9 lat blokowana była budowa Muzeum Historii Polski. Przypominam, że Muzeum 9 lat temu - 10 już za chwilę - powołane, nie było przez poprzednią ekipę budowaną przez 9 lat. Martyrologia II wojny światowej też istotnym elementem w historii Polski. - W tym samym czasie zmieniono nazwę Muzeum Westerplatte na Muzeum II Wojny Światowej i zaplanowano budowę tego muzeum i już w 2011 roku przyjęto wieloletni program rządowy budowy tego muzeum, a w ostatnim roku, tuż przed wyborami, podniesiono jeszcze o 100 milionów budżet budowy. Ja chciałbym spytać Polaków, czy stać nas na to, żeby budować takie muzeum za pół miliarda złotych. W tej chwili to już jest po... Bo ono dzisiaj już stoi, praktycznie tej dyskusji nie ma sensu już przeprowadzać. Tylko pytanie jakie będzie to muzeum? - Można się zapytać, czy to jest fair wobec Polaków, że nie buduje się Muzeum Historii Polskie w Warszawie, od lat zaplanowane, natomiast w międzyczasie powołuje się inną instytucję muzealną i przeznacza się na budowę tej instytucji pół miliarda złotych. Co się ostatecznie z tym muzeum stanie? Powstanie Muzeum II Wojny Światowej, czy to będzie Muzeum Wojny Obronnej, Muzeum Westerplatte? - Już powiedzieliśmy. Ja zmieniłem decyzję, nie będziemy go zawężać. To będzie najprawdopodobniej Muzeum II Wojny Światowej i tak w tej chwili ta decyzja wygląda. Konrad Piasecki