Jak powiedział w czwartek rzecznik prasowy Głównego Inspektoratu Sanitarnego Jan Bondar, w ustawie o chorobach zakaźnych jest wykaz kilkudziesięciu chorób, które lekarze mają obowiązek raportować co tydzień do powiatowych Inspektoratów Sanitarnych, a wśród nich grypa i zakażenia grypopodobne. Stamtąd informacje spływają do Państwowego Zakładu Higieny. - Nie każdy lekarz zgłasza wszystkie przypadki, ale system funkcjonuje od wielu lat i jest miarodajny - zapewnił Bondar. Dodał, że te statystyki nie obejmują chorych, którzy nie zdecydowali się na wizytę u lekarza i leczą się domowymi sposobami. Rzecznik wyjaśnił, że lekarze z przychodni zgłaszają podejrzenia grypy na podstawie oceny klinicznej, ale nie zlecają szczegółowych badań każdemu pacjentowi, ponieważ grypę leczy się objawowo, a nie antybiotykami. - Takie badania w kierunku potwierdzenia grypy lekarze zlecają w szczególnie ciężkich przypadkach - podkreślił. Wybiórczy nadzór epidemiologiczny Jak poinformował, funkcjonuje również system "sentinel", czyli wybiórczy nadzór epidemiologiczny, aby sprawdzić, ile w fali zachorowań jest przypadków prawdziwej grypy, jakich szczepów i czy nie ma wśród nich szczepów groźnych, które wymagają podjęcia radykalnych działań. - Grupa wyznaczonych kilkuset lekarzy w Polsce pobiera od chorych wymazy i wysyła do badania w wybranych Stacjach Sanitarno-Epidemiologicznych dysponujących sprzętem PCR do badań metodami biologii molekularnej. Potem weryfikuje je Krajowy Ośrodek ds. Grypy - wyjaśnił Bondar. Dodał, że także szpitale dysponujące sprzętem do tego typu badań w szczególnie ciężkich przypadkach robią takie badania, aby mieć pewność co do rodzaju wirusa. Według rzecznika GIS, w tym sezonie pośród zgłoszonych przypadków zachorowań jest ok. 20 proc. faktycznej grypy, a wśród nich dominuje grypa typu A. Wirus typu AH1N1 nie jest bardziej niebezpieczny niż inne Bondar uspokaja, że wirus typu AH1N1, tzw. świńskiej grypy nie jest bardziej niebezpieczny niż inne krążące szczepy i należy traktować go jak inne szczepy typu A. Rzecznik wyjaśnił, że średni odsetek faktycznych przypadków grypy wśród zgłoszeń w sezonie wynosi od 10 do 30-40 proc. Z kolei śmiertelność związana z grypą to 1-5 osób na 1 tysiąc zachorowań. Wyjaśnił, że w przeważającej części przypadków grypa ma przebieg umiarkowany i samoograniczający się po początkowych 2-3 dniach nasilenia objawów. - Jednakże u części osób może wystąpić pierwotne zapalenie płuc, a także wtórne powikłania grypowe, które mogą prowadzić do śmierci - podkreślił. Każdy wirus jest groźny, gdy trafi na osłabionego pacjenta Zaznaczył, że dotyczy to przede wszystkim osób z grupy ryzyka, czyli np. osób starszych, przewlekle chorych, z obniżoną odpornością. - Każdy wirus jest groźny, gdy trafi na osłabionego pacjenta, dlatego grypa to nie jest choroba, którą można lekceważyć - dodał. - Zaszczepienie się nawet w czasie już trwającego sezonu grypowego zmniejsza ryzyko zachorowania lub wystąpienia ciężkich powikłań pogrypowych - przekonuje Bondar. Jak ocenił, "wszystkie przypadki zgonów z powodu grypy, o których donoszą w ostatnich dniach media dotyczyły osób przewlekle i ciężko chorych". Z danych GIS wynika, że w pierwszym tygodniu stycznia odnotowano ponad 130 tys. zachorowań i podejrzeń zachorowań na grypę.