Minister zapowiedział złożenie do prokuratury wniosku przeciw "Gazecie Wyborczej" za - jak się wyraził - "publikowanie kłamstw". Zastępca redaktora naczelnego "GW", Piotr Stasiński, utrzymuje, że gazeta nie skłamała. - Planuję wniesienie pod obrady Rady Ministrów projektu rozporządzenia, który by dokładnie regulował tę sprawę, zdarzały się bowiem w przeszłości przypadki, kiedy pod wpływem presji dziewczyny, które zaszły w ciążę, nie kończyły szkoły lub miały problemy z tym związane. (...) Dlatego ministerstwo zapytało kuratorów i dyrektorów szkół, jak wygląda sprawa pomocy kobietom w tak ciężkim położeniu w polskich szkołach. Wiedza na ten temat będzie potrzebna do zbudowania takiego programu rządowego i jest realizacją obowiązku ustawowego - powiedział minister na konferencji prasowej w Krakowie. Jak zaznaczył, ankieta opracowana przez jeden z departamentów , oprócz innych pytań, zawiera także dwa podpunkty, w których pada pytanie o statystyczną liczbę przypadków ciąży uczennic w ostatnich dwóch latach szkolnych oraz rodzaje pomocy im udzielonej: urlop, wyznaczenie dodatkowych terminów egzaminów lub inna forma pomocy, w tym finansowa. - Powinniśmy zrobić wszystko, aby kobiety które znajdą się w takiej sytuacji, miały ją ułatwioną ze strony państwa, ze względu chociażby na pojawiające się w takich sytuacjach pokusy dokonania aborcji - zaznaczył Giertych. Minister odnosząc się do artykułu w środowej "Gazecie Wyborczej" ocenił, że tekst zawiera nieprawdziwe informacje. - Nie szukamy żadnych uczennic w ciąży i nie ma żadnej listy uczennic, tylko jest ich liczba. Nie pytamy też o sytuację obecną, tylko przeszłą. To są kłamstwa, za które odpowie zarówno "Gazeta Wyborcza", jak i Adam Michnik - powiedział Giertych. - Szkoły nie mają tworzyć listy uczennic, tylko chcemy znać liczbę uczennic - to jest znacząca różnica, bo napisanie listy uczennic sugeruje, że mamy zamiar wkraczać w dobra osobiste poszczególnych osób i wypytywać o sprawy intymne, a to jest podłe kłamstwo, które skończy się w sądzie - zaznaczył. Giertych zapowiedział, że skieruje wnioski do sądu przeciwko autorowi artykułu i wydawcy "Gazety Wyborczej" oraz do prokuratury - przeciwko redaktorowi naczelnemu "GW". - Zdecydowałem się skierować tę sprawę do prokuratury, bo mam nadzieję, że to będzie ostrzeżenie dla pana Michnika, żeby przestał o mnie kłamać, albowiem trzykrotne skazanie za tego typu czyn powoduje, że dana osoba nie może pełnić funkcji redaktora naczelnego. Teraz każde tego typu kłamstwo, jeżeli chodzi o "Gazetę Wyborczą", będzie się kończyło moim wnioskiem do prokuratora - poinformował minister. Jak podała środowa "Gazeta Wyborcza", na polecenie resortu edukacji, szkoły w całej Polsce mają tworzyć listy uczennic, które były lub są w ciąży. MEN rozesłało już ankietę, która ma pomóc w przygotowaniu raportu. Licea, gimnazja i szkoły podstawowe mają ustalić, ile dziewcząt jest lub było w ciąży w ubiegłym roku szkolnym i przed dwoma laty. Na wypełnienie ankiet dyrektorzy placówek mają czas do 8 stycznia 2007 roku. - Nie skłamaliśmy w naszym artykule. Po pierwsze w ankiecie mowa jest o ciążach z dwóch ubiegłych lat, a ponieważ ciąża trwa 9 miesięcy, a ubiegły rok szkolny zakończył się w czerwcu, więc takie ciąże mogą nadal trwać - powiedział zastępca redaktora naczelnego "Gazety Wyborczej" Piotr Stasiński. Stasiński tłumaczył, że do ustalenia liczby uczennic w ciąży należy znać te przypadki, czyli stworzyć ich listę. - A jeżeli dyrektor szkoły okaże się posłusznym urzędnikiem i nie zachowa w tej sprawie dyskrecji, taka lista może łatwo trafić w ręce ministerstwa - podkreślił Stasiński. Jego zdaniem, cała akcja ministra nie jest najlepszym pomysłem, tym bardziej że poszukiwane przez ministra dane łatwo można uzyskać w ZUS-ie. - ZUS prowadzi statystyki ciąż i porodów wśród nieletnich, więc nie ma powodu, by wciągać w to dyrektorów szkół - zaznaczył Stasiński.