Ministerstwo Edukacji Narodowej rozesłało już ankietę, która ma pomóc w przygotowaniu raportu. Tuż przed świętami trafiła do dyrektorów liceów, gimnazjów i szkół podstawowych (dziewczynki z klas V-VI). Szkoła ma ustalić, ile dziewcząt zaszło w ciążę w ubiegłym roku szkolnym i przed dwoma laty oraz ile obecnie jest w stanie błogosławionym. Minister Giertych tłumaczy to dobrem uczennic. Posłuchaj relacji Mariusza Piekarskiego: Z ankiety nie wynika jednoznacznie, czy chodzi o uczennice, które zaszły w ciążę i urodziły dziecko, czy także o przypadki poronień i usunięcia ciąży. Na wypełnienie ankiet dyrektorzy mają czas do 8 stycznia 2007 roku. W szkołach ankieta wywołała konsternację. Nauczyciele zwracają uwagę, że to są bardzo osobiste sprawy - przecież uczennice w III klasie liceum to w większości pełnoletnie osoby. Dziwią się też, że minister zwraca się z tym pytaniem do nich, a nie do szpitali, które prowadzą statystyki. Pytają, czy dostaną aparaty USG. Według prof. Zbigniewa Hołdy z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka polecenie ministra jest sprzeczne z konstytucją. Pomysłowi ministra edukacji Romana Giertycha sprzeciwia się klub parlamentarny SLD. - W działaniu tym trudno się doszukać racjonalnych intencji, które służyłyby ochronie zdrowia, ochronie rodziny, matki czy płodu - powiedziała dziennikarzom posłanka Sojuszu, Jolanta Szymanek-Deresz. - Decyzja ta w sposób rażący narusza wolności i prawa osobiste gwarantowane w konstytucji - prawo do prywatności i prawo do decydowania o własnym życiu osobistym - podkreśliła szymanek-Deresz. - Uważamy, że prawa dziecka są zagrożone - dodała posłanka Katarzyna Piekarska, podkreślając, że Sojusz "liczy tu także na aktywność Rzecznika Praw Dziecka i Rzecznika Praw Obywatelskich". W opinii Szymanek-Deresz, decyzja Giertycha zastraszy ciężarne uczennice. - Jak to się ma do ochrony życia dziecka poczętego? To przypomina wręcz polowanie na czarownice - mówiła. Posłanka zwróciła uwagę, że jeśli Giertych tłumaczy swoją decyzję ochroną zdrowia matki i dziecka, to powinno się tym zająć ministerstwo zdrowia. Jeśli zaś ma na celu ochronę rodziny, to odpowiednie byłoby ministerstwo pracy i polityki społecznej. Szymanek-Deresz nie widzi też - jak podkreśliła - związku pomiędzy szkolnymi zajęciami dotyczącymi rodziny i jej planowania a informacją, kto jest w ciąży. - Taka informacja niczemu nie służy - oceniła posłanka. - Nie możemy tutaj doszukać się żadnych racjonalnych intencji poza ewentualną szykaną i napiętnowaniem tych młodych dziewcząt będących w ciąży, co zagraża zdrowiu psychicznemu dziecka, a również może odbić się to na zdrowiu płodu. SLD przypomniało, że ustawa o ochronie danych osobowych obejmuje także zdrowie i informacje z nim związane jako tzw. dane wrażliwe. - W jaki sposób ministerstwo edukacji zamierza zabezpieczyć dane o stanie zdrowia? Kto będzie ponosił odpowiedzialność, gdy takie dane wyciekną? Czy pan minister zastanawiał się, co się stanie z dzieckiem, o którego stanie zdrowia będzie plotkowała cała szkoła? - pytała Katarzyna Piekarska. Zauważyła też, że dane statystyczne dotyczące liczby uczennic w ciąży i ich wieku można uzyskać "w zupełnie inny sposób". - Ankieta z podaniem konkretnych osób - naszym zdaniem - rodzi wątpliwości co do intencji - dodała.