Gazeta opisuje wyczyny Giertycha we wtorkowe popołudnie: "Były minister edukacji wychodzi ze swojej kancelarii adwokackiej w centrum stolicy. Wyluzowany, z komórką przy uchu wsiada do swojego nowiutkiego jeepa wartego prawie 200 tysięcy i rusza z piskiem opon. Jest tak zajęty rozmową, że nie włącza obowiązkowych świateł mijania. Potem jest już tylko gorzej. Były minister edukacji wpycha się przed innych kierujących, zmienia pasy bez kierunkowskazów. Sygnalizacja świetlna? Niech się takimi drobiazgami przejmują maluczcy. Były wicepremier nie zwalnia, kiedy na skrzyżowaniu zapala się czerwone światło". Krótka szybka jazda i aż tyle wykroczeń. Z podsumowania oficera dyżurnego Wydziału Ruchu Drogowego Komendy Stołecznej Policji, o które poprosił "Super Express" wynika, że Giertych zasłużył sobie w sumie na 9 punktów karnych i 700 złotych mandatu. Powinien się wstydzić nie tylko jako prawnik i były minister, ale jako katolik, zauważa "SE". - Świadome łamanie przepisów drogowych z pewnością należy uznać za grzech - mówi gazecie ks. Marian Midura, krajowy duszpasterz kierowców.