Niektórzy czytelnicy zastanawiają się, dlaczego dopiero teraz poruszono kwestię przymusowo wywiezionych dzieci. "Powstaje pytanie, dlaczego akurat teraz? Nie 50, 30, nawet 10 lat temu? Byłoby za dużo żyjących, za dużo spraw?" - pyta użytkownik pod pseudonimem quest. "Dlaczego ten artykuł akurat teraz? Judzenie nie jest potrzebne" - dodaje osoba o nicku dlaczego. "Zamiast polityki zagranicznej propaganda antyniemiecka, która przyniesie nam tylko same straty" - dodaje eva. "Niepotrzebna akcja, wkracza się w delikatną sferę ludzkiej tożsamości" - pisze internautka Kora. "Kto pamięta i chce, sam poszuka swoich korzeni. Z drugiej strony, zanim Niemiec wypowie się nieżyczliwie o Polsce lub Polakach, niech lepiej pomyśli, czy sam nie jest stąd rodem" - dodaje. Niestety, nie każdy kto tego chce, pamięta i zna swoje korzenie. Akcja Zrabowane dzieci/Geraubte Kinder przybliża dramatyczne losy przymusowo wywiezionych dzieci, nierzadko na tyle małych, że nie były w stanie zrozumieć otaczających ich wydarzeń. Te osobiste historie, na czele z życiorysami wywiezionej przymusowo do Niemiec Zyty Suś i szukającej swoich korzeni Anny Berezowskiej, wywołują u czytelników głębokie refleksje. Wojna i rasizm Pod artykułami pojawiły się komentarze czytelników, którzy zauważają polityczne przyczyny germanizacji. "Przerażająca historia, która będzie się powtarzać co jakiś czas, jeśli nie będziemy mieli mądrych, umiejących porozumieć się tzw. elit i należytej obrony" - pisze użytkownik o nicku As. "Wojna i rasizm to sprawiły" - dodaje internautka Polka. Zdecydowana większość komentarzy dotyczy jednak opisywanych historii. Są wpisy wyrażające zdumienie i współczucie: "Bardzo smutna historia. Smutny los osoby, która nigdy nie będzie wiedziała kim jest, kim była jej mama, jak wyglądała, kim był jej ojciec i jak wyglądał. Pierwszy raz coś o takiej sytuacji czytam" - pisze zxz. "To straszne, nie wiedzieć kim się jest. Znamy swoich rodziców i dziadków, nawet tego nie doceniamy i się nad tym nie zastanawiamy, a ta kobieta całe życie nie zna swojej prawdziwej rodziny i cały czas szuka, bardzo smutne" - uzupełnia kolejny internauta. "Czy może być coś straszniejszego? Przeżyć swoje życie, nie wiedząc, kim się naprawdę jest" - pyta retorycznie taki i owaki. Inni powątpiewają w prawdziwość opowieści: "Nie wszystkie wspomnienia Zyty są wiarygodne, bo dziecko aż tak wielu szczegółów nie jest w stanie zapamiętać" - twierdzi użytkownik xl. Negatywne komentarze giną jednak wśród wyrazów wsparcia i szacunku: "Żaden człowiek, a już na pewno nie malutkie dziecko, nie powinno zakosztować tak nieludzkiego, bestialskiego traktowania" - pisze kolejny internauta. Pojawiają się też czytelnicy, którzy zwracają uwagę na poziom skomplikowania procesów germanizacyjnych: "Cała ta machina wojenna Niemiec, z poszczególnymi jej elementami, była tak złożona, skomplikowana i zmontowana w sposób tak precyzyjny, że wręcz jest to przerażające". Dramatyczny los wywiezionych dzieci wywołuje emocjonalną reakcję, tak jak w przypadku użytkownika o nicku kkk: "Chciałoby się powiedzieć - oddajcie nasze dzieci! Ale już za późno. Może jakiś program poszukiwania tych dzieci? Na pewno wnuczki poznają swoich dziadków na zdjęciach z ich dzieciństwa. Jestem ciekawy, jak te dzieci się odnalazły, czy zaznały szczęścia, czy mają duże rodziny, co myślą o Polsce". W sekcji komentarzy znalazło się również miejsce na głos rozsądku: "Pochylcie się nad tragedią tych dzieci. Spróbujcie sobie wyobrazić, co takie maleństwa czuły (choć nie jest to możliwe), a nie szczujcie się nawzajem, aby taki tragizm nigdy nie miał miejsca". Przymusowa emigracja Inni komentujący, tak jak internauta o nicku historyk, zauważają wypływ masowych przesiedleń na demografię w Niemczech: "40% narodu niemieckiego to Polacy, Czesi, Słowacy, Rosjanie itd., którzy nawet o tym nie wiedzą. Na dzień dzisiejszy trudno powiedzieć jaki procent Niemców to Niemcy". Przymusowe przesiedlenia kojarzą się negatywnie nie wszystkim czytelnikom: "Jedno jest pewne, te zrabowane polskie dzieci miały lepsze życie w Reichu po wojnie, niż pozostałe polskie dzieci w PRL-u" - twierdzi użytkownik tak było. Innego zdania jest komentator piszący pod pseudonimem z: "Gdyby ZSRR przegrał taki los czekałby cały nasz naród. 85% do likwidacji. Zachowały się dokumenty z tamtych lat. Plany, jakie mieli wobec Polski, to zagłada całego narodu. Taka jest prawda". Losy wywiezionych do Niemiec dzieci pozwalają pochylić się nad problemem przymusowo emigrujących Polaków, co zauważa użytkownik Great Gatsby: "A co z ludźmi wywiezionymi w głąb Rosji? A co z ludźmi z Galicji, którzy powyjeżdżali do USA za chlebem po pierwszej i drugiej wojnie"? Ukradzione dzieciństwo, zmieniona dorosłość Do najbardziej poruszających komentarzy czytelników należą z pewnością osobiste wspomnienia i refleksje z czasów wojny. Dotykają one życiorysów nie tylko dzieci przeznaczonych do germanizacji, ale i przymusowych robotników. Tak jak historia ojca użytkownika o nicku dzieci: "Mój ojciec w wieku 14 lat został wywieziony na roboty do Niemiec. Przeżył tam koszmar; głodzony, bity, goniony do pracy od rana do wieczora w łachmanach i w zimnie... Chory i wycieńczony wrócił po wojnie do Polski. Rodziców nie zastał". Nieco odmienną historię rodzinną opowiada czytelniczka Gosia: "Moja babcia, wdowa z trzema synami: 14, 12, 7 lat, została wyrzucona że swojego domu z Pomorza na roboty w Niemczech. W zimę szli pieszo, nocowali w gospodarstwach. Zakwaterowano ich w Solingen, dwóch starszych chłopców trafiło do innych rolników. Babcia z moim tatą do bezdzietnego małżeństwa. Ci ludzie otoczyli troską babcię, a mojego tatę pokochali. Jeden z braci taty był źle traktowany, bity po głowie, nie wiem, czy to miało wpływ, ale w wieku 38 lat zmarł na wylew - osierocił czworo dzieci. Po wkroczeniu Amerykanów ci Niemcy zaproponowali, by babcia z dziećmi została u nich na zawsze. Babcia bardzo tęskniła za Polską, gdy wrócili zastali ruinę domu, Rosjanie rozkradli, resztę zniszczyli". "Mój śp. teść w wieku 16 lat został z Zamojszczyzny wywieziony na roboty do Rzeszy, miał szczęście" - pisze użytkownik mzak. "Trafił na ludzkich gospodarzy, bardzo go namawiali, aby został po wojnie z nimi. Wrócił. On, polski chłop ze wsi roztoczańskiej chciał żyć i umrzeć w Polsce". Niekiedy historie wojenne dotykają trudnych wyborów moralnych, tak jak w przypadku rodziny czytelnika o nicku Markus: "Mój dziadek Władek miał 14 lat jak ojczym oddał jego i ciocię na roboty do Niemiec, chroniąc swoje dzieci z poprzedniego małżeństwa. Po powrocie na ojcowiznę na Zamojszczyźnie okazało się, że wszystko podzielone jest między dzieci ojczyma, a mój dziadek i jego siostra nie mają czego szukać". Innym poruszającym wspomnieniem podzielił się internauta piszący pod pseudonimem jak: "Uważam, że jeśli człowiek nie wie przez całe życie kim jest, nie zna swych korzeni, to jest to jego największe nieszczęście. Moi rodzice też wychowali chłopca, którego matka podrzuciła obcym ludziom i uciekła. Nikt nie chciał się nim zaopiekować. Moja mama go wzięła i przyprowadziła do domu. Miał niecałe dwa latka". Czasami dzieci od tragicznego losu ratował spryt rodziców, pomoc ludzi dobrej woli i łut szczęścia. Było tak w przypadku mamy użytkowniczki Moni: "Moja mama też miała być zniemczona. Wezwali babcię z małą córeczką (blondynka, o jasnej cerze i niebieskich oczach) na badania i babcia przyszła. A tam zwykły Niemiec wartownik powiedział babci <<tyle Ją będziesz widzieć>> i pokazał figę palcami. Dał babci 5 marek i kazał przekupić innego żołnierza. I tak babcia zrobiła, opowiadała że biegła z kilkuletnią dziewczynką na ręku kilka kilometrów... Uratowała swoje dziecko"! Stracone korzenie Czytelnicy dzielą się również świadectwem nieudanych poszukiwań utraconych korzeni. Wyjątkowo ciekawa jest historia znajomej czytelniczki Anny: "Znam osobiście taką kobietę, która jako niemowlę była wieziona do Niemiec. Nigdy nie znalazła żadnych wiadomości dotyczących pochodzenia. Ktoś z jej bliskich napisał jak się nazywa i datę chrztu. Miała te kartkę włożoną w kocyk, w który była zawinięta. Obecnie ma 73 lata. Przez całe swoje dorosłe życie szukała swoich korzeni, ale nigdzie nie znalazła żadnych danych na swój temat. Wie tylko tyle co opowiedzieli jej przybrani rodzice" - pisze pani Anna. Czasami powrót do ojczyzny wiązał się z prawdziwą traumą. W trakcie pobytu w Niemczech, dzieci zapominały język polski, przyzwyczajały się do nowych realiów, przez co z trudem adaptowały się w Polsce. Taki los spotkał mamę użytkownika Olafa: "zabrali ja jak miała 8 lat , oderwana od rodziców i rodzeństwa trafiła do pary bauerów, którzy stracili córkę. Musiała pracować na polu, rzadko chodziła do szkoły, ale jakoś znalazła przyjaciółki i zapomniała swoją rodzinę. Moja babcia znalazła ją przez Czerwony Krzyż w latach 50-tych. Wróciła do kraju, zapomniała język polski, nie pamiętała swojego rodzeństwa, była bita przez mojego wujka gdy mówiła po niemiecku". Przymusowe przesiedlenie dzieci miało wielki wpływ na pamięć i tożsamość dorosłych już ludzi, co doskonale opisuje przykład podany przez internautę o nicku adaa: "Znałem kiedyś człowieka, który urodził się w rodzinie niemieckich kolonistów przybyłych na te tereny w XVIII wieku i spolszczonych do tego stopnia, że jego ojciec był obrońcą Warszawy w 39, a za sprzeciw w sprawie podpisania volkslisty jego syn został wywieziony do Niemiec i tam zniemczony. Po wojnie odnalazł go przez PCK i ściągnął do Polski. Chłopiec dwa razy w życiu uczył się języka polskiego, a kontakt z rodziną niemiecką która go wychowywała miał aż do swojej śmierci w latach 90-tych". Niektóre historie są świadectwem bohaterskich czynów. Szczególnie ważna dla tematu wywiezionych dzieci jest opowieść Tońka W.: "Po wyzwoleniu Oflagu 7 A, mój Ojciec kapitan Wojska Polskiego, otrzymał zadanie odszukania polskich dzieci wywiezionych w okolice Salzburga. Do swej dyspozycji otrzymał jeepa z kierowcą, a do pomocy dwóch żołnierzy M.P. Przez kilka miesięcy zlokalizował ponad 150 dzieci . Ojciec powrócił do Polski pierwszym transportem natomiast dzieci po załatwieniu formalności i dokumentów po dwóch miesiącach". Panie Tońku, prosimy o kontakt z redakcją pod adresem zrabowanedzieci@interia.pl. Dla wielu czytelników krzywdy zaznane podczas wojny, powinny być podstawą wypłacanych przez państwo niemieckie reparacji wojennych; inni komentujący odwołują się do wciąż istniejących polsko-niemieckich resentymentów. Najważniejszy jest jednak los przymusowo wywiezionych do Niemiec dzieci. ToM *** Osoby, które zetknęły się z tematem rabunku i germanizacji dzieci w czasie II wojny światowej, prosimy o kontakt z redakcją Interii zrabowanedzieci@interia.pl lub Deutsche Welle polish@dw.com, a także o udział w rozpowszechnianiu informacji o poszukiwaniach ofiar nazistowskiej germanizacji w mediach społecznościowych (#zrabowanedzieci, #geraubtekinder).