W piątek rzecznik MSWiA Jacek Dobrzyński opublikował treść stanowiska Klubu Generałów Państwowej Straży Pożarnej RP w sprawie konsultacji eksperckich, jakie Prawo i Sprawiedliwość zorganizowało w Sejmie 28 września. Pod dokumentem podpisało się 34 nadbrygadierów (niższy stopień generalski w straży pożarnej - red.) w stanie spoczynku. Generałowie zaznaczają, że w piśmie kierują się "troską o honor i dobre imię strażaków", w sytuacji "nieuprawnionych i nieuzasadnionych prób politycznego dyskredytowania działań Komendy Głównej PSP". Powódź 2024. Były komendant straży o spóźnionej reakcji Po spotkaniu w Sejmie, najszerszym echem odbiło się wystąpienie gen. brygadiera Andrzeja Bartkowiaka. To były Komendant Główny PSP, który piastował to stanowisko w latach 2019-2024. Sejmowe konsultacje dotyczyły przyczyn i skutków powodzi. Na samym początku generał podkreślił, że chce podziękować strażakom, którzy zostali zadysponowali na miejsce powodzi. - Za wielkie serce jakie włożyli w ratowanie mienia i życia ludzi. Dali z siebie na pewno wszystko i dali z siebie 200 proc. - mówił. Następnie Bartkowiak zaznaczył, że 13 września w działania powodziowe zaangażowanych było 700 strażaków, kiedy w Krajowym Systemie Ratowniczo-Gaśniczym jest około 250 tys. ratowników "gotowych do działań". Na tę liczbę składa się funkcjonariusze PSP i druhowie OSP. Generał powoływał się na informacje własne oraz dane, które poseł PiS, a w przeszłości wiceminister MSWiA Paweł Szefernaker otrzymał od obecnego ministra resortu spraw wewnętrznych Tomasza Siemoniaka. W ocenie generała podczas walki z powodzią wcześniej powinny być zaangażowanie większe siły i środki. Bartkowiak powiedział, że polscy komendanci straży otrzymywali wcześniej informacje od czeskich odpowiedników o zagrożeniu. - Jaki był przekaz informacyjny? Trudno dziś to ocenić, ale chronologia czasowa pokazuje, że nie do końca to wszystko zagrało - stwierdził. Dodał też, że "nie wszystko zostało zrobione tak, jak trzeba" oraz że "mogliśmy czekać na wodę, a nie ją gonić". Wskazywał też na decyzje dotyczące dysponowania sprzętem strażackim w poszczególnych przypadkach. Ocena Bartkowiaka spotkała się z ostrą reakcją Klubu Generałów PSP. Generałowie piszą o "wiecu politycznym" "Z ogromnym niepokojem odbieramy wystąpienie byłego komendanta głównego PSP (...) na swoistym wiecu politycznym, zwanym mylnie 'konsultacjami eksperckimi', a poświęconym analizie działań ratowniczych, prowadzonych w początkowej fazie wrześniowej powodzi" - zaznacza Klub Generałów w swoim piśmie. W konsultacjach brali udział i wypowiadali się politycy PiS, w tym Jarosław Kaczyński i Mariusz Błaszczak. "Nieuprawnione oceny i opinie, oparte na szczątkowych i niezweryfikowanych danych, godzące w dobre imię PSP, świadczą o braku profesjonalizmu, którego w szczególności powinno się oczekiwać od byłego Komendanta Głównego PSP. Ich publiczne formułowanie w politycznym otoczeniu wywołuje naszą głęboką dezaprobatę" - napisali generałowie. Zwrócili też uwagę, że Bartkowiak występował w mundurze, co w ich ocenie "wskazuje na brak wiedzy lub świadome łamanie obowiązującego prawa". Skontaktowaliśmy się z generałem Bartkowiakiem. Przekazał Interii, że nie zna treści i nie zamierza zapoznawać się z zapisami stanowiska Klubu Generałów PSP. Do zarzutów dotyczących "wiecu politycznego" odniósł się natomiast rzecznik PiS. Rzecznik PiS odpowiada: Boją się prawdy - To były konsultacje eksperckie, ponieważ uczestniczyli w nich przedstawiciele służb, którzy mają wieloletnie doświadczenie w zarządzaniu kryzysowym, Wodami Polskimi, Państwową Strażą Pożarną. To była analiza merytoryczna wydarzeń podczas powodzi, wykazanie wielu zaniedbań rządu na konkretnych przykładach - stwierdził w rozmowie z Interią Rafał Bochenek. W spotkaniu oprócz Bartkowiaka uczestniczył między innymi były zastępca szefa Centralnego Wojskowego Centrum Rekrutacji płk Marcin Stachowski. Rzecznik PiS odniósł się również do faktu, że stanowisko Klubu Generałów opublikował rzecznik MSWiA. - Ewidentnie panowie boją się prawdy. Dzisiaj będą próbować odwracać uwagę od meritum. Wszyscy wiemy, że siły zadysponowane w pierwszych dniach, kiedy pojawiły się ostrzeżenia, były niewystarczające. Dowodem na to, że ta teza jest słuszna, jest skala zniszczeń z jaką borykają się mieszkańcy zalanych terenów, którzy stracili często dorobek życia, również osoby najbliższe, w związku z tym, że nie zostały na czas poinformowane o ewakuacji, że zbliża się fala powodziowa czy że została przerwana zapora - ocenił Rafał Bochenek. Jakub Krzywiecki Chcesz porozmawiać z autorem? Napisz na jakub.krzywiecki@firma.interia.pl ----- Bądź na bieżąco i zostań jednym z ponad 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!