"Informuję, że w wyniku utraty zaufania do mojej osoby przez Ministra Obrony Narodowej oddaję się do dyspozycji Pana Prezydenta" - napisał Skrzypczak w przesłanym PAP oświadczeniu. Jak powiedział rzecznik MON Robert Rochowicz, do sprawy oddania się przez Skrzypczaka do dyspozycji prezydenta resort wróci po pogrzebie kpt. Ambrozińskiego, który odbędzie się we wtorek. Szef Sztabu Generalnego gen. Franciszek Gągor rozmawiał w poniedziałek ze Skrzypczakiem dwukrotnie - po południu i późnym wieczorem. Według Gągora, Skrzypczak niewłaściwie wybrał formę i czas wypowiedzi - kilka dni po śmierci polskiego żołnierza w Afganistanie. "W sytuacji, kiedy żołnierz chce zgłosić postulaty, zażalenia, wnioski, obowiązuje go droga służbowa. Osobiście sądzę też, że czas był niewłaściwy. To jest moment majestatu śmierci świętej pamięci kapitana Daniela Ambrozińskiego" - powiedział Gągor w TVP Info. Dodał, że zamiast zadumy i refleksji "słyszymy ogromny szum medialny". Pytany o dalsze losy Skrzypczaka i jego ewentualną dymisję Gągor powiedział: "To była jego decyzja, dokonał wyboru, przekazał na moje ręce dokument zaadresowany do pana prezydenta, ja skierowałem go do ministra obrony, dalsze decyzje należą do naszych przełożonych". Gągor wyraził zarazem nadzieję, że wtorkowe posiedzenie Rady Ministrów, na którym szef MON Bogdan Klich przedstawi sprawę wyposażenia afgańskiego kontyngentu, spowoduje uproszczenie niektórych procedur zakupów sprzętu. W niedzielę na uroczystości ku czci poległego w Afganistanie żołnierza Skrzypczak mówił: "My wiemy, czym walczyć. Nie urzędnicy wojskowi, biurokracja ma nam mówić, czym walczyć. To my wiemy, czym mamy walczyć i chcemy, żeby nas słuchano. Zabrano nam kompetencje, zostawiając odpowiedzialność". Pytał, kiedy nadejdzie czas, że żołnierze przestaną żyć w atmosferze "podejrzeń, w atmosferze histerii, posądzania nas o nieudolność, o słabe wyszkolenie, brak dyscypliny". W wywiadzie dla poniedziałkowego "Dziennika" Skrzypczak wyraził przekonanie, że śmierci polskiego oficera w bitwie z afgańskimi talibami można było uniknąć, gdyby wojsko miało potrzebny sprzęt - rozpoznawcze bezpilotowce większego zasięgu i lepiej uzbrojone śmigłowce. Generał zarzucił ministerialnej biurokracji powolność w zakupach i nabywanie nie tego sprzętu, który jest najpotrzebniejszy. "To my powinniśmy decydować o tym, co jest nam na wojnie potrzebne. Tymczasem zawłaszczono nasze kompetencje. Oddano je ludziom, którzy nie ponoszą odpowiedzialności" - mówił Skrzypczak. Minister obrony Bogdan Klich uznał, że Skrzypczak podważył zasady cywilnej kontroli nad armią. Wyraził zdziwienie słowami Skrzypczaka, mówiąc, że generał miał wiele okazji, by przekazać mu uwagi dotyczące zakupów. Skrzypczak zapewnił, że nie kwestionuje cywilnej kontroli nad wojskiem i że nie uderzał w ministra, lecz w "niekompetentnych urzędników". Biuro Bezpieczeństwa Narodowego przypomniało w komunikacie przysłanym po oświadczeniu DWL, że prezydent może odwołać dowódcę rodzaju sił zbrojnych przed upływem jego kadencji "w porozumieniu lub na wniosek ministra obrony narodowej". Szef MON powinien więc pisemnie poinformować prezydenta o swej decyzji dotyczącej przyszłości gen. Skrzypczaka. Kadencja gen. Skrzypczaka, jako dowódcy Wojsk Lądowych upływa z końcem września. W czerwcu Klich zapowiedział, że wystąpi do prezydenta o wyznaczenie Skrzypczaka na kolejną kadencję.(PAP) Klich powiedział w poniedziałek dziennikarzom, że jest zdumiony ostatnimi wypowiedziami Skrzypczaka. - Jednej setnej tego, o czym dzisiaj mówi, generał nie wypowiadał ani na oficjalnych posiedzeniach kierownictwa MON, ani w bezpośrednich rozmowach ze mną - powiedział Klich. Dodał, że Skrzypczak jako jeden z najwyższych dowódców miał okazję wyrażać swoje zdanie na spotkaniach kierownictwa resortu i w rozmowach z nim. - W czerwcu i lipcu objechaliśmy kilkanaście jednostek wojskowych. Rozmawialiśmy co najmniej kilka razy w cztery oczy. Zastanawiam się, skąd ten nagły przypływ odwagi, skoro nie miał wystarczającej oficerskiej odwagi, żeby mi o tych rzeczach wcześniej powiedzieć" - mówił Klich. - Na pewno nie podważam sensu cywilnej kontroli nad armią - powiedział PAP Skrzypczak. - Nigdy nie uderzałem w ministra, tylko w niekompetentnych urzędników - zaznaczył gen. Skrzypczak. Zapewnił też, że wielokrotnie drogą służbową przekazywał informacje na temat swoich uwag i spostrzeżeń. Zaznaczył, że chodziło mu o zwrócenie uwagi na to, by biurokraci nie blokowali procedur zakupów dla armii, sprawa została niepotrzebnie "rozdmuchana". Odnosząc się do zarzutu niedostatecznego wyposażenia Klich powtórzył, że w ciągu ostatniego roku do Afganistanu przerzucono 44 transportery Rosomak, polscy żołnierze otrzymali też 32 ciężkie wozy patrolowe udostępnione przez Amerykanów, a dzięki dobremu wyposażeniu, w tym śmigłowcom, polski kontyngent ponosi stosunkowo nieduże straty w ludziach. Odpowiadając, dlaczego nie wszystkie postulowane przez Dowództwo Wojsk Lądowych zakupy są realizowane, Klich powiedział, że "MON jest także strażnikiem budżetu państwa i nie może pozwolić na to, że przy okazji zakupu śmigłowców usiłuje się naciągnąć budżet państwa na miliard złotych". Według Klicha Dowództwo Wojsk Lądowych przedstawiło w ubiegłym roku "kompletnie irracjonalne oczekiwania" co do potencjalnych bezpilotowych środków rozpoznawczych, "jakbyśmy byli armią Stanów Zjednoczonych, a nie armią wykonującą swoje obowiązki tu i w Afganistanie". W sobotę premier Donald Tusk, który odwiedził polskich żołnierzy w Afganistanie, ocenił, że polskiemu kontyngentowi potrzeba więcej sprzętu i zapowiedział uproszczenie procedur, które w razie potrzeby pozwolą rządowi zdecydować o natychmiastowych zakupach. Zobacz również: "Na każdym kroku żandarmeria i przesłuchania" Pożegnanie kapitana Ambrozińskiego Tusk: Żołnierzom w Afganistanie potrzeba sprzętu Premier z niezapowiedzianą wizytą w Afganistanie