W poniedziałek Skrzypczak oddał się do dyspozycji prezydenta, motywując to utratą zaufania ze strony ministra obrony. Stało się to po tym, gdy w niedzielę na uroczystości powitania ciała poległego w Afganistanie żołnierza i w poniedziałkowym "Dzienniku" generał winą za niedostatek sprzętu potrzebnego na wojnie w Afganistanie obarczył ministerialną biurokrację. Szef MON Bogdan Klich ocenił to jako podważenie cywilnej kontroli nad armią. Swe pismo z dymisją Skrzypczak przekazał drogą służbową przez szefa sztabu generalnego i ministra obrony. Prezydent ma podjąć decyzję, kiedy otrzyma dokument wraz z opiniami tych przełożonych generała. - Munduru jeszcze nie zdjąłem, czekam na decyzje wszystkich przełożonych, dopóki nie będzie decyzji, będę żołnierzem - powiedział Skrzypczak w wywiadzie dla stacji Polsat News. Na pytanie, czy pozostanie w wojsku, jeśli będzie tego chciał minister, Skrzypczak powtórzył: "Decyzja jest po stronie polityków". Skrzypczak ponownie zapewnił, że nie naruszał zasady cywilnej kontroli nad armią i nie podważał autorytetu ministra, lecz wyraził swoją opinię "na temat funkcjonowania chorego systemu biurokracji", który paraliżuje zakupy sprzętu i chodziło mu o "ludzi, którzy szkodzą armii, a którzy piastują często bardzo odpowiedzialne stanowiska". Generał chwalił Klicha za otwartość i decyzyjność. Pytany, czy mógł - jak zapewniało MON - bezpośrednio przekazywać swoje zastrzeżenia ministrowi, powiedział, że zgodnie z decyzją ministra dostęp miał mieć tylko szef Sztabu Generalnego, nie mieli go natomiast dowódcy rodzajów sił zbrojnych. - Mam wrażenie, że do ministra często docierał zniekształcony obraz lub w ogóle nie docierały informacje - powiedział Skrzypczak. Według niego, sygnały mogły grzęznąć w biurokracji. Dodał, że już w październiku 2007 kierował do ministra opinie w sprawie śmigłowców potrzebnych w Afganistanie. - Czy to dotarło, nie wiem - przyznał. Dowódca WL mówił, że objął to stanowisko za rządów PiS i z tą formacją był identyfikowany po zmianie władzy. - Cały czas dawano mi odczuć, że jestem nie ich, nie tych - powiedział. Dodał, że czekano na jego potknięcie jako dowódcy, a nawet wywierano naciski na prokuraturę, by "znalazła na niego haka".- To był dla mnie trudny czas - ocenił. - Jeśli chodzi o polityków, jestem niczyj, jestem moich żołnierzy - podkreślił. Powiedział, że od szefa Sztabu Generalnego gen. Franciszka Gągora, który w poniedziałek na polecenie ministra wezwał go na rozmowę, usłyszał, że "są w MON osoby, które nie ufają mi, nie widzą możliwości współpracy ze mną". Pytany o pogłoski o przejściu do BBN Skrzypczak odparł, że nic o tym nie wie. - Nie warto we mnie inwestować jako urzędnika, urodziłem się jako żołnierz, dowódca - powiedział. Według Skrzypczaka ci, którzy mają mu za złe, że krytyczne słowa wypowiedział nad trumną poległego odparł: "Nie potrafią oni czuć tego, co my czujemy jako dowódcy, kiedy stoimy nad trumną naszego żołnierza. Jeżeli ktoś mnie za to potępia, to znaczy, że nigdy nie był dowódcą i nigdy się nie czuł odpowiedzialny za swoich żołnierzy, dbał tylko siebie". Podkreślił że sam jest ojcem żołnierza, który był na misji. Odnosząc się do informacji MON i SG WP o znaczących zakupach dla afgańskiego kontyngentu w ostatnim czasie, Skrzypczak przyznał, że wyposażenie bardzo się poprawiło, ale żołnierze potrzebują jeszcze GPS i urządzeń do wskazywania celów dla lotnictwa. Przeczytaj również: Gen. Skrzypczak oficjalnie przebywa na urlopie Żołnierze popierają generała Skrzypczaka Krytyczne słowa wdowy po kapitanie Gen. Skrzypczak w dyspozycji prezydenta Klich: Wojskowy nie ma prawa wkraczać do polityki "Na każdym kroku żandarmeria i przesłuchania" Pożegnanie kapitana Ambrozińskiego