Gdyby dzieje współczesnej Polski liczyć od momentu wyboru na prezydenta Lecha Wałęsy, to w ciągu ostatnich 17 lat mieliśmy do czynienia z zaledwie sześcioma, w których prezydent i premier wywodzili się z różnych partii. Wałęsa zmagał się z rządami Pawlaka i Oleksego, Kwaśniewski z premierostwem Buzka. I tyle. Za każdym razem koabitacja nie była prosta. Szczególnie czasy Wałęsy zapisały się w pamięci jako czas burz i naporów, kłótni o ministrów i wzajemnych połajanek. To im - moim zdaniem - polski noblista "zawdzięcza" przegraną z Kwaśniewskim. Lech Kaczyński będzie musiał bardzo uważać, by nie powtórzyć tego scenariusza. Zadania - przyznajmy - nie ma prostego. Jest niczym samotny żołnierz na przyczółku magnuszecko-wareckim. Po stronie rządzących szybko zacznie tracić kolejnych towarzyszy. CBA zostanie posprzątane. Krajowa Rada Radiofonii - takoż. Sojusznicy pozostaną chyba tylko w NIKu, bo nawet Trybunału Konstytucyjnego nie udało się do końca "odzyskać". To osamotnienie może pchać prezydenta do gestów tyleż rozpaczliwych co nie przynoszących mu popularności. Ich przedsmakiem była "rozwietka bojom" o resorty siłowe. Bliscy prezydentowi politycy zaczęli sugerować, że Lech Kaczyński powinien mieć wpływ na ich obsadę, że powinien przynajmniej "konsultować" wybrańców Tuska. Platforma szybko odparowała, że prezydent nie ma tu nic do rzeczy i na razie batalia przygasła. Zapewne do czasu, gdy wśród kandydatów do MONu albo MSZ (to podobno cały czas niezdecydowane) pojawi się Radek Sikorski. Działający na Prezydenta jak płachta na byka... Problem "Dużego Pałacu" polega na tym, ze tak naprawdę niewiele ma realnych możliwości działania. Wskazywanie ministrów to wyłączna domena premiera, większość rzeczywistych decyzji dotyczących losów np. polityki zagranicznej też należy do rządu. Lech Kaczyński ma więc do wyboru, albo mniej czy bardziej potulnie zgadzać się na to co robi Tusk, albo walić głową w mur. Tylko, że takie walenie - na nieszczęście Prezydenta - nie będzie mu przysparzało popularności. Przynajmniej do momentu, gdy notowania rządu i Platformy nie zaczną ostro spadać. Polacy uwielbiają prezydentów statecznych, stonowanych, wypośrodkowanych i milusich. Fighterzy i pieniacze na tym stanowisku wyraźnie się im (czyli nam) nie podobają. Jedyną rozsądną taktyką jaką w tej sytuacji może zastosować Pałac Prezydencki jest stara zasada hit and run - uderz i uciekaj. Uderz - czyli po cichu zademonstruj niezadowolenie i postaraj się wymóc zmianę decyzji - a potem rób maślane oczy i udawaj, że skoro rząd - żąda, to trudno, nie ma wyjścia, trzeba się zgodzić. Nieustające wykłócanie się, młócenie i wetowanie uczyni z Prezydenta "Wałęsę bis" i radykalnie obniży jego szanse na reelekcję. Konrad Piasecki, RMF