W uroczystości z okazji 69. rocznicy wybuchu powstania warszawskiego jak co roku udział wzięli weterani powstania - m.in. Władysław Bartoszewski - i licznie zgormadzeni warszawiacy. Do zebranych przemówiła marszałek Ewa Kopacz, a później prezydent stolicy Hanna Gronkiewicz-Waltz. "Pochylamy głowy nad powstańczymi mogiłami, kłaniamy się nisko przed tymi, którzy są jeszcze obecni wśród nas, dziękujemy im za Polskę" - powiedziała na rozpoczęcie uroczystości marszałek Sejmu Ewa Kopacz. Obecni byli jak co roku przedstawiciele władz państwowych, weterani powstania warszawskiego, m.in. Władysław Bartoszewski, a także mieszkańcy Warszawy. "Niegdyś gorące dyskusje o wymiarze politycznym powstania warszawskiego odpływają w stronę dysput naukowych, sporów toczonych przez historyków. Pozostaje szacunek i uznanie dla wyboru młodych ludzi, którzy uznali, że w imię magicznego słowa ojczyzna warto być kamieniem rzuconym na szaniec" - mówiła marszałek Sejmu. Kopacz zaapelowała o ochronę znaku Polski Walczącej, charakterystycznej kotwicy znanej z okresu okupacji i powstania warszawskiego. Przypomniała, że zaprojektowała go harcerka i studentka historii sztuki na tajnym Uniwersytecie Warszawskim Anna Smoleńska i że był on z narażeniem życia malowany na murach, "dając nadzieję i budził ducha wśród Polaków". Kopacz podkreśliła, że znak ten stał się jednym z narodowych symboli. "Świętym znakiem nadziei, który nigdy nie gaśnie, przekroczył barierę czasu i stał się symbolem ogólnonarodowym" - powiedziała. Przypomniała też, że Sejm na wniosek Związku Powstańców Warszawskich i Światowego Związku Żołnierzy AK podjął prace nad prawną ochroną powstańczej "Kotwicy", tak, jak chroni się polską flagę i polskie godło. Marszałek tłumaczyła, że chodzi o to, by znak Polski Walczącej, który symbolizował walkę Polaków z najeźdźcą hitlerowskim i sowieckim nigdy przez nikogo nie został przywłaszczony lub użyty w sposób, który by godził w jego sens. "Trzeba przyznać, że w potrzebie rodacy potrafią się jednoczyć" Prezes Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej Leszek Żukowski przypomniał okoliczności wybuchu powstania, którego rozpoczęcie uznał za umotywowane politycznie. "Trzeba przyznać, że w potrzebie rodacy potrafią się jednoczyć, w powstaniu warszawskim pod dowództwo Armii Krajowej oddały się wszystkie ugrupowania zbrojne odmienne politycznie, np.: Narodowe Siły Zbrojne, Bataliony Chłopskie, Armia Ludowa. Rozpoczęcie powstania warszawskiego nie było więc wymysłem garstki zapaleńców, tylko konsekwencją działań rządu w Londynie i krajowej reprezentacji politycznej, miało charakter polityczny" - powiedział Żukowski. Według niego nawet gdyby nie było rozkazu o podjęciu walki z niemieckim okupantem, to i tak mogło wybuchnąć powstanie niekontrolowane. - Przecież nikt z nas nie wiedział, o decyzjach Jałty i Teheranu dotyczących podziału wpływów. Decyzjach sprzedających swojego sojusznika, jakim była Polska od 1939 r. - mówił. Przypomniał, że ceną powstania warszawskiego była śmierć 20 tys. żołnierzy i 100 do 200 tys. ofiar ludności cywilnej w zależności od tego, czy bierze się pod uwagę tylko ofiary pochowane na cmentarzu na Woli, czy również zamordowane w obozach koncentracyjnych. Czy była to wystarczająca cena, aby świat uznał, że Polacy pragną wolności? - Czy była to wystarczająca cena, aby świat uznał, że Polacy pragną wolności? - pytał Żukowski. Weteran podczas przemówienia rozważał rozpatrzenie sytuacji alternatywnej i rezygnację z powstania. "Armia radziecka i NKWD aresztują przeciwników politycznych, głównie związanych z wojskiem i wywożą ich w głąb Związku Radzieckiego i zwycięsko docierają do Berlina lub dalej. Kto ośmieliłby się zaproponować generalissimusowi Stalinowi, aby wycofał armię radziecką z Polski?" - pytał. Podkreślił, że powstania mimo najszczerszych chęci - jak uczy nas historia - nie zawsze okazują się zwycięskie. "Przeciwnie - mogą kończyć się klęską i represjami ze strony okupanta. Pamiętamy o więzieniach, zesłaniach na Sybir, wyrokach śmierci. Czy warto więc ryzykować? A miłość do ojczyzny, patriotyzm? Czy to slogany?" - pytał. Przypomniał przy tym sentencję jednego z więźniów gestapo: "Łatwo jest o Polsce mówić, trudniej dla niej pracować, jeszcze trudniej cierpieć, a najtrudniej - oddać życie". Wdzięczność przywódcom Polskiego Państwa Podziemnego oraz tysiącom Polaków dających w czasie wojny świadectwo, że Polska walczy, wyraziła prezydent Warszawy Hanna Gronkiewicz-Waltz. Przypomniała, że od pierwszych dni okupacji niemieckiej Polacy stanęli w obronie najwyższych wartości i rozpoczęli walkę o wolną Polskę. "Patriotyzm był siłą determinującą postawę młodych Polaków, którzy byli pierwszym pokoleniem urodzonym w wolnej Rzeczypospolitej. Wychowywali się w poszanowaniu wartości, które ukształtowały młode niepodległe państwo" - podkreśliła. Z uznaniem mówiła o Polskim Państwie Podziemnym. "Władze RP działały najpierw we Francji, potem w Anglii. Obok tych jawnych struktur państwowych na emigracji, na terytorium okupowanej Polski zbudowano w konspiracji całe polskie struktury państwowe" - mówiła Gronkiewicz-Waltz. Jak podkreśliła, centrum podziemnego życia politycznego i kulturalnego w czasie II wojny światowej była Warszawa. Pod koniec uroczystości odczytano wiersz "Armia Krajowa", który w 1964 r. na emigracji napisał Zbigniew Kabata ps. Bobo. Następnie uczestnicy uroczystości złożyli wieńce i kwiaty pod pomnikiem. Asystę honorową zapewniła Kompania Reprezentacyjna Wojska Polskiego. Uroczystość pod pomnikiem Polskiego Państwa Podziemnego i AK poprzedziło złożenie kwiatów pod obeliskiem upamiętniającym dowódcę Armii Krajowej gen. Stefana Roweckiego "Grota" przez m.in. ministra kultury Bogdana Zdrojewskiego, przedstawicieli władz samorządowych i organizacji kombatanckich. Gen. Rowecki tuż po wybuchu powstania warszawskiego na specjalny rozkaz szefa SS Heinricha Himmlera został zamordowany na terenie obozu Sachsenhausen.