Małgorzata kilka miesięcy temu została matką. Od lat kobieta aktywna jest w mediach społecznościowych, pokazuje w nich urywki ze swojego codziennego życia. Jednak twarzy dziecka tam nie ujrzymy. - Nie wiem, czy on za kilka lub kilkanaście lat sam będzie chciał być użytkownikiem mediów społecznościowych i będzie zgadzał się na to, żeby jego wizerunek "latał" w internecie - przyznaje kobieta. Nie obce jest jej pojęcie sharentingu, czyli częstego dokumentowania życia dziecka w mediach społecznościowych. W sieci pełno jest kont prowadzonych przez rodziców, którzy dokumentują niemalże każdy etap rozwoju swoich dzieci. Pokazują swoim obserwującym najbardziej intymne kadry z życia swoich pociech. Małgorzata, gdy publikuje obrazki pokazujące macierzyństwo, zakrywa twarz swojego syna. - Wiem, że w sieci nic nie ginie. Abstrahując od kwestii bezpieczeństwa mojego dziecka w realnym świecie, po prostu nie chcę, żeby ktoś mógł wykorzystać jego zdjęcia do swoich celów. Przyznaje, że przeraża ją kierunek rozwoju sztucznej inteligencji, która czerpie treści z internetu. - Nie chcę, żeby korzystała ze zdjęć mojego syna - mówi. Sharenting. "To zawsze była zabawa" Z kolei Katarzyna, matka dwójki dzieci, założyła kiedyś profil swojej kilkuletniej córce. - Namówiła mnie koleżanka, bo zawsze wymyślałam dziecku ciekawe stylówki. Znajoma stwierdziła, że szkoda, żeby to się zmarnowało. Trzymała się kilka zasad: nie pokazywać lokalizacji przedszkola, placu zabaw, udostępniać zdjęcia dopiero wtedy, gdy opuszczą dane miejsce, dodawać zdjęcia naturalne, czasem zrobione spontanicznie, nie pozowane, nie udające "dorosłych" poz. Po kilku latach Katarzyna zawiesiła konto ze zdjęciami córki. Z kilku powód, m.in. z powodu bezpieczeństwa dziecka. - Może kiedyś córka będzie chciała go przejąć i prowadzić w swoim stylu. Nie będzie tam miała nic kompromitującego, jedynie same przyjemne wspomnienia. Założyłam ten profil, by mieć pamiątkę. To zawsze była zabawa - podsumowuje. Sharenting. "Wizerunek udostępniany w sieci jest słabo chroniony" Wśród obaw Małgorzaty jest przeświadczenie, że prawo nie nadąża za rozwojem internetu i wizerunek udostępniany w sieci jest słabo chroniony. A wizerunek jej syna jest dla niej świętością. - Dlatego mam prywatne konto, a wśród obserwatorów właściwie samych znajomych. W przyszłości nie zgodzę się też na udostępnianie jego zdjęć w social mediach żłobka czy przedszkola. Zastanawiałam się, czy w ogóle wrzucać jakiekolwiek zdjęcia dziecka do sieci, ale Instagram jest dla mnie czymś w rodzaju internetowego pamiętniczka, który często przypomina mi o miłych chwilach i ładnych obrazkach codzienności. Dziwne byłoby dla mnie, gdyby w tej codzienności brakowało tego, co od pięciu miesięcy jest całym moim światem - przyznaje. Czytaj także: Oglądają walki celebrytów, chcą być jak oni. Nie mają 18 lat Z opublikowanego w 2019 roku raportu "Sharenting po polsku, czyli ile dzieci wpadło do sieci?" wynika, że 40 proc. polskich rodziców udostępnia online zdjęcia i filmy z życia ich dzieci. 21 proc. publikuje takie materiały raz w tygodniu lub częściej. Roczna liczba publikacji wynosi średnio 72 zdjęcia i 24 filmy. 57 proc. rodziców deklaruje, że o prywatności dziecka decydują oni sami, a jedynie 25 proc. rodziców zapytało własne dziecko o zgodę na udostępnienie jego zdjęć w sieci. Sharenting. Pokazywanie zdjęć dzieci to ryzyko Intuicje Małgorzaty i Katarzyny dotyczące udostępniania wizerunku dziecka w sieci potwierdza Marta Wojtas z Fundacji Dajemy Dzieciom Siłę. - Pokazywanie zdjęć dzieci w internecie jest ryzykowne. Do zdjęć mają dostęp różne osoby, niekoniecznie takie, które mają dobre intencje wobec dziecka. - Badania przeprowadzone w Australii pokazały, że 23 proc. dzieci pojawia się w sieci, zanim jeszcze pojawi się na świecie (rodzice udostępniają zdjęcia z USG) - podkreśla. Ekspertka zauważa, że w ten sposób rodzic zaczyna ujawniać i zarządzać wizerunkiem dziecka w takim momencie życia, w którym ono nie jest w stanie samo decydować. - A wizerunek w sieci pozostaje na dłużej. Czasem są to zdjęcia, które mocno przekraczają granice prywatności, na przykład zdjęcia w kostiumie kąpielowym, na plaży, w kąpieli, w innych sytuacjach, których nie powinna ujrzeć szeroka publiczność. Jest ryzyko, że to, co rodzic widzi jako zdjęcie słodkiego ukochanego dziecka, które kocha i chce podzielić się tym z innymi, przez kogoś innego może być widziane zupełnie inaczej - mówi. Jest też ryzyko związane z łamaniem prywatności dziecka. - Rodzic jest osobą, która zarządza bezpieczeństwem dziecka. Jeżeli zarządza w ten sposób, że naraża je na niebezpieczeństwo, pytanie brzmi: dlaczego tak się dzieje? Dziecko też ma swoje zdanie Marta Wojtas mówi o jeszcze jednym pytaniu, które powinni zadać sobie rodzice: po co udostępniam te zdjęcia? - Czy na pewno myślę o moim dziecku? A może myślę tylko o sobie, o tym, żeby pokazać coś fajnego. Wtedy rzeczywiście znika nam z pola widzenia osoba dziecka. Niektórzy rodzice zakładają, że dziecko nie ma jeszcze swojego zdania na temat upubliczniania jego zdjęć. - W wielu sytuacjach rodzice nieco starszych dzieci nawet nie pytają ich o zgodę. A dziecka nie można traktować przedmiotowo - podkreśla. Pytania o zgodę swojego dziewięcioletniego syna pyta Katarzyna. - Jest bardzo świadomy swoich praw i często powtarza, że nie mamy prawa bez jego zgody robić mu zdjęcia, a potem publikować. I to jest w pełni uszanowane. Nie jest wykluczone, że w przyszłości dorosłe już dzieci będą miały prawo pozywać rodziców za udostępnianie ich wizerunków w przyszłości. - Może być też tak, że kolejne pokolenia będą mieć inne zdanie na temat publikowania zdjęć w mediach społecznościowych. Coś, co dla jednego pokolenia wydaje się być czymś zwyczajnym, dla kolejnych pokoleń może być przekroczeniem granic - mówi Marta Wojtas. - Pamiętajmy, że rodzic modeluje zachowania dzieciom. Gdy dzieci widzą, że rodzic postuje ich zdjęcia, kształtuje to poczucie pewnych granic u dziecka - podkreśla ekspertka. - Jeżeli dziecko od małego ma takie doświadczenie, że wszystkiego jego zdjęcia lądują w internecie, to pytanie, jak ukształtuje się poczucie prywatności takiej młodej osoby? Anna Nicz Chcesz porozmawiać z autorką? Napisz: anna.nicz@firma.interia.pl ----- Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!