- Nie wiadomo, jaki program pozytywny ma Kukiz. Poparcie dla niego do jesieni może stopnieć. Pewnie będziemy mieli więcej egzotyki w Sejmie, więcej ludzi wyćwiczonych w hejtowaniu na Facebooku czy Twitterze. Mieliśmy już takie partie - Samoobrona czy Ruch Palikota - które szybko się wypaliły - mówi wicepremier Janusz Piechociński. - 25 proc. wyborców - Pawła Kukiza i Janusza Korwin-Mikkego - to wyborcy radykalnego zwrotu, "wywracania stolika", niezadowoleni z rzeczywistości 25-lecia. Potwierdza to znaną prawdę, że rewolucje zaczynają się nie wtedy, gdy się pogarsza, ale wtedy, gdy zaczyna się poprawiać. A nasze marzenia i oczekiwania zawsze rosną szybciej niż możliwości ich zaspokajania, to stąd radykalizacja postaw - dodaje. Na uwagę dziennika, że PO popierała niegdyś JOW-y, wprowadziła je w Senacie i w gminach, Piechociński wyjaśnia: Bo była partią buntu, jak dziś Kukiz. Potem się okazało, że nie było większości w Sejmie, sama zaczęła korzystać z pieniędzy budżetowych. Dlatego lepiej dziś takich obietnic nie składać. - To jakaś paranoja - ocenia rozmówca gazety. - Prawie każdy kandydat zapowiadał, że jednoosobowo zmieni konstytucję! Będziemy mieli demokrację bezpośrednią, w której o wszystkim - podatkach, likwidacji ZUS-u czy KRUS-u - decydować będą sami wyborcy. I znajdziemy się w sytuacji Słowenii, która nic nie mogła zrobić ze swoimi finansami, bo rządzący spętani byli wynikami referendów. Doprowadzimy kraj do przepaści, na końcu zniechęceni ludzie już w ogóle nie będą chcieli głosować. Komorowski, a nawet Duda, mają już polityczne doświadczenie, powinni być bardziej wstrzemięźliwi w składaniu takich populistycznych pomysłów. To może sobie mówić Korwin albo Kukiz - ostrzega Piechociński.