Przypomnijmy, że w zeszłym tygodniu, na pokładzie największego na świecie samolotu transportowego Antonow An-225, do Polski przyleciało siedem milionów maseczek ochronnych z Chin. Prezes KGHM Polska Miedź Marcin Chludziński, którego to koncern zapłacił za sprzęt, na Twitterze ogłosił jedynie, że sprowadzone z Chin maski "mają wszystkie niezbędne certyfikaty i sprawdzają się w szpitalach". Do tweeta dołączył zdjęcia dokumentów, zdradzając przy okazji nazwę jednej z firm, która maseczki wyprodukowała. To Guangdong Nafei Industrial Holding Co. Ltd. "Gazeta Wyborcza" sprawdziła, że firma działa w branży produkcji papieru. A certyfikat ze znakiem CE na maski, którym chwali się Chludziński, wydała włoska firma Ente Certificazione Macchine (ECM). Jak pisze "Gazeta Wyborcza", rzekome certyfikaty notorycznie są fałszowane przez chińskich producentów. 3 kwietnia ECM opublikowała taki komunikat: "Nie jesteśmy jednostką notyfikowaną w zakresie środków ochrony osobistej, dlatego też nie możemy i nie wydajemy żadnych certyfikatów CE (...). Używanie naszej nazwy i numeru w maskach jest oszustwem i nadużyciem, a my podejmujemy kroki w celu śledzenia i zgłaszania wszystkich fałszywych certyfikatów w obiegu". Paolo Bernardoni z ECM przyznał w rozmowie z "Gazeta Wyborczą", że certyfikat, który Chludziński pokazał na Twitterze, został wydany "na zasadzie dobrowolności". "Wydaje się, że dokument jest wydany przez naszą firmę, ale wydany został na zasadzie 'dobrowolności' i nie jest to certyfikat CE" - napisał Bernardoni. Jak powiedziała natomiast "Gazecie Wyborczej" prof. Katarzyna Majchrzycka, kierownik Zakładu Ochron Osobistych CIOP, Ente Certificazione Macchine nie ma uprawnień do wydawania certyfikatów badania typu UE, które upoważniają producenta do oznaczenia tych wyrobów znakiem CE. Więcej w "Gazecie Wyborczej".