29 marca Sąd Rejonowy dla Krakowa-Podgórza orzekł, że Jan S. jest winny brania łapówek od kilkudziesięciu osób. Robił to przez 11 lat, według sądu wziął ok. 15 tys. zł. Jak informuje gazeta, przed krakowskim sądem zeznawało kilkudziesięciu rodziców, którzy mówili ile i za co płacili. Autorka artykułu Marta Paluch opisuje kilka historii zdesperowanych rodziców. W jednej z nich pojawia się syn Anny i Dariusza, który trafił do szpitala dziecięcego w Krakowie-Prokocimiu w związku z rozszczepieniem wargi i podniebienia. Jak dowodził prokurator, sugestia wręczenia łapówki padła już podczas pierwszego spotkania, mimo że tego rodzaju zabieg jest refundowany przez NFZ. Podobna sytuacja spotkała kolejna rodzinę. Jak zeznawała matka hospitalizowanej dziewczynki, rodzice usłyszeli od Jana S., że "przydałyby się jakieś pieniądze na zabieg". Zapłacili więcej niż jeden raz. Jak pisze autorka artykułu, część wezwanych na świadków rodziców była zdziwiona, że mają zeznawać w takiej sprawie. "Danie bombonierki czy nawet tych 200 zł to jest taki zwyczaj. Tak się przyjęło" - mówiła jedna z matek. Doktor Jan S. nie przyznał się do winy. Wcześniej, w trakcie śledztwa, chciał się dobrowolnie poddać karze, ale później się z tego wycofał. Teraz grożą mu cztery lata więzienia, 30 tys. zł grzywny i 15 tys. zł zwrotu pieniędzy z łapówek oraz pięcioletni zakaz pełnienia kierowniczych funkcji w służbie zdrowia. Wyrok nie jest prawomocny, Jan S. wciąć może się od niego odwołać. Jak pisze gazeta, lekarz nadal pracuje w Prokocimiu, na Oddziale Chirurgii Plastycznej, Rekonstrukcji i Oparzeń. Więcej na ten temat w "Gazecie Krakowskiej"