- Wobec tej książki mam dużo krytycznych uwag. Bardzo dużo, ale nie mogę powiedzieć, że są to rzeczy wyssane z palca. Są tam sformułowane różne oskarżenia, ale wsparte jednak na tyle mocnymi dowodami i argumentami, że tego po prostu nie da się odrzucić tak zwyczajnie, na zasadzie przeciwnego świadectwa. Rzecz wymaga głębokiej analizy i niewątpliwie jest problem - powiedział Friszke w programie TVP "Warto rozmawiać". Friszke wyraził też zarzut pod adresem autorów. - Te wątki, które dobrze by świadczyły o Lechu Wałęsie są zminimalizowane - ocenił. - Pierwszy przykład to jest wielka, kluczowej wagi manifestacja grudniowa 79 roku, kiedy Wałęsa przemawia przed drugą bramą Stoczni, na kilka miesięcy przed sierpniem. To jest wspomniane, ale bardzo lakonicznie. (...) Drugi bardzo ważny wątek to jest cała sprawa związana ze stanem wojennym. Ja już w różnych miejscach mówiłem o fałszowaniu dokumentów, ale teraz powiem o jeszcze jednej rzeczy. O zastanawianiu się góry MSW, czy Wałęsę postawić przed sądem, czy wytoczyć mu proces. Ja nie zauważyłem, żeby tam w ogóle ten element się pojawił - uznał. - Wałęsa w stanie wojennym był przedmiotem niesłychanie agresywnych działań operacyjnych, śledczych i politycznych. Z tej książki to nie wychodzi - podkreślił Friszke. W poniedziałek ma się ukazać książka autorstwa historyków IPN Sławomira Cenckiewicza i Piotra Gontarczyka pt. "SB a Lech Wałęsa. Przyczynek do biografii". Główne tezy książki mówią o tym, że w początkach lat 70. Wałęsa był agentem SB o kryptonimie "Bolek". Wałęsa zaprzecza zarzutom o współpracę.