Proces Janusza K. toczył się przed poznańskim sądem rejonowym od kwietnia ub. roku. Ze względu na charakter sprawy, został on jednak utajniony na wniosek prokuratury. Akt oskarżenia dotyczył 14 przestępstw. Ponad 70-letni obecnie Janusz K. podawał się za pracownika naukowego poznańskiego uniwersytetu i miał prosić studentki o pomoc w "badaniu antropologicznym". Kobietom, które zgodziły się na badania, przylepiał do ciała mokre karteczki, nakłaniał też je do czynności seksualnych. Według ustaleń śledczych, zdarzenia miały miejsce na terenie różnych uczelni w Poznaniu. W trakcie śledztwa ustalono, że oskarżony siedem razy doprowadził kobiety do "innej czynności seksualnej", sześć razy usiłował do niej doprowadzić, w jednym przypadku dopuścił się gwałtu. Czyny, które obejmuje akt oskarżenia, miały miejsce w okresie od 2004 do 2015 r. Janusz K. nie przyznawał się do winy. Mimo, że groziła mu kara nawet 12 lat więzienia, sąd zdecydował w czwartek, że Janusz K. spędzi w więzieniu 6,5 roku. Dopiero rozpoczynały naukę Sędzia Agata Trzcińska uzasadniając wyrok podkreśliła, że "krzywda, jaką te osoby doznały, była ogromna". "Oskarżony swoim zachowaniem ingerował w możliwość podjęcia przez każdą z tych osób decyzji, co do podejmowania zachowań seksualnych i ich wolności seksualnej. Wykorzystał naiwność tych osób. Większość pokrzywdzonych były to młode studentki, które dopiero rozpoczynały naukę na wyższych uczelniach, tym samym - to poczucie krzywdy było tym większe, że nastąpiło na samym początku ich nowego etapu w życiu" - mówiła sędzia. Jak dodała, pokrzywdzone "nie były jeszcze zorientowane co do tego, jak funkcjonuje uczelnia. Powoływanie się na tytuł profesorski wzmagało to, że te pokrzywdzone ufały oskarżonemu, nie miały żadnych wątpliwości przystępując do tych "badań", przekonane, że faktycznie biorą udział w jakiś ważnych badaniach naukowych. Natomiast nie rezygnowały, w większości, w tych sytuacjach, kiedy dochodziło do dokonania czynu z art. 197 par.2 kk, właśnie ze względu na strach i konsekwencje odmowy wykonania tych czynności profesorowi". "Żadna z pokrzywdzonych - jak zeznawały przed sądem - nie zgodziłaby się na podjęcie tych czynności seksualnych, gdyby wiedziała, znała prawdziwe dane osobowe, prawdziwe okoliczności dotyczące oskarżonego - nie brałaby udziału w takim przedsięwzięciu" - zaznaczyła sędzia. Ma zapłacić pokrzywdzonym Sąd zobowiązał także mężczyznę do zapłaty zadośćuczynienia pokrzywdzonym kobietom w kwocie od 500 do 2,5 tys. zł. Wyrok sądu nie jest prawomocny. Sprawę Janusza K. ujawniono w 2015 r. po sygnale od jednej ze studentek. W październiku 2015 r. mężczyzna został zatrzymany. Jak informowały wówczas lokalne media, mężczyzna prowadził swoje "badania" znacznie dłużej. Jedna z przesłuchanych kobiet opisała swoją historię, która miała miejsce w 1975 roku. W materiale dowodowym pojawiło się ponad 400 nazwisk kobiet, które mogły paść ofiarą oskarżonego. W większości przypadków nastąpiło przedawnienie. W części zdarzeń z ostatnich lat śledczy nie dopatrzyli się znamion przestępstwa.