Beata Schulz natychmiast po operacji próbowała powiedzieć lekarzom, co ją spotkało, jednak nikt nie chciał słuchać. Dopiero gdy opisała dokładny przebieg operacji i przypomniała tematy, o których rozmawiały podczas zabiegu pielęgniarki, uwierzono jej.Mimo tak silnej traumy - wybudzenie trwało ok. pół godz. - psycholog skontaktował się z nią dopiero na drugi dzień. Schulz usłyszała, że "powinna czuć się wyróżniona", bo to "sytuacja jedna na milion". Nie wiadomo, czy podczas operacji przy pacjentce cały czas czuwał anestezjolog. Prezes Nowego Szpitala w Świeciu Tomasz Ławrynowicz przekonuje w rozmowie z "Faktami" TVN, że szpital pomógł pacjentce na tyle, na ile mógł. Teraz Schulz chce założyć stowarzyszenie osób, które przeżyły to, co ona.